Z powrotem w Kenii

Mówi się, że ‘jaki Sylwester, taki cały rok’. Podczas gdy wielu z Was bawiło się na sylwestrowych przyjęciach, oglądając wspaniałe fajerwerki, lub po prostu świętowało w domu z rodziną i przyjaciółmi, my spędziliśmy ten wieczór w zwyczajny dla nas sposób: byliśmy w samym środku pakowania i przygotowywania się do wyjazdu. Pierwszego dnia 2013 r. byliśmy już w drodze do Kenii.

No cóż – dobry sposób na rozpoczęcie nowego roku.

NyahururuWe wspólnocie zostaliśmy przyjęci bardzo gorąco. Dobrze było zobaczyć ponownie naszych przyjaciół. Sara na początku była trochę nieśmiała, ale dość szybko Gladys ponownie była jej najlepszą przyjaciółką.

Kilka pierwszych dni spędziliśmy na odwiedzaniu znajomych. Pobyliśmy trochę w domach wspólnoty i spędziliśmy trochę czasu w Marleen Crafts.

Crescent IslandPrzekazaliśmy wspólnocie kilka prezentów, które otrzymaliśmy dzięki hojności naszych znajomych w Brecon. Musa dostał nowy wózek inwalidzki z którego się bardzo cieszył, chociaż martwił się czy na pewno wszyscy go zobaczą na nowym wózku… Powitaliśmy też Jane Salmonson, która w tym samym czasie przyjechała odwiedzić wspólnotę.

Jak już przywitalismy się ze wszystkimi znajomymi ( co nam zajęło kilka dni) byliśmy gotowi do pracy. Mieliśmy kilka spotkań, Agnieszka przeprowadziła formację, Dominik popracował trochę z Peterem w warsztatach. Z pomocą Jane, udało się nam też przeprowadzić ewaluację naszego projektu.

Awareness in MochongoiNa szczęście nie cały nasz czas spędziliśmy na spotkaniach i pracy. Udało nam się wybrać w nasze ulubione miejsce – Crescent Island. Wszyscy byli zadowoleni ze spaceru, a jeszcze bardziej z obiadu po spacerze. Wyjazd tak bardzo się nam udał, że spóźniliśmy się na kolację do Thomasa, ale mimo wszystko nas przyjął i poczęstował wspaniałym posiłkiem.

Workshop at Flora FarmW niedzielę pojechaliśmy ze wszystkimi z L’Arche Kenya do parafii w Mochongoi na prezentację na temat osób niepełnosprawnych, a kilka dni przed naszym wyjazdem uczestniczyliśmy też w warsztacie na Flora Farm. Dobrze było zobaczyć z jaką pasją i zaangażowaniem ludzie opowiadali o swojej pracy.

Zanim pojechaliśmy na nasze wakacje odwiedziliśmy też o.Arka w Nairobi. Dobrze było się z nim spotkać.

Mógłbym bez końca pisać o naszym wyjeździe, ale nigdy nie uda mi się w pełni oddać tego czego tam doświadczyliśmy. Dlatego polecam obejrzeć zdjęcia, które w dużo lepszy sposób oddają to co tam się działo.

Holiday in MombasaNa koniec naszego pobytu postanowiliśmy się trochę zrelaksować, dlatego pojechaliśmy na 3 dni do Mombasy nad Ocean Indyjski. Mielismy super czas, i po raz pierwszy doświadczyliśmy prawdziwie afrykańskich temperatur. Na szczęście mieliśmy w pokoju klimatyzację, dlatego mogliśmy bez problemów spać w nocy. Sara spędziła większość czasu w basenie, lub budując zamki z piasku na plaży. Wszystkim nam dobrze zrobił ten czas wypoczynku i relaksu.

Pojechalismy do Kenii podsumować nasz project – oficjalnie go zakończyć, i zamknąć ten rozdział naszego życia.

Okazało się jednak, że nie udało się nam zrealizować tego zamierzenia.

Będąc tam zrozumieliśmy, że zamiast zamykać poprzedni rozdział, rozpoczęliśmy pisać następny. Po spotkaniach z naszymi przyjaciółmi zrodziły się nowe pomysły, nowe perpektywy, nowe nadzieje.

Zamiast powiedzieć ‘żegnajcie’, zrozumieliśmy, że może to dopiero początek naszej wspólnej podróży.

Za to wszystko jestesmy wdzięczni wpólnocie w Kenii.

Back in Kenya

I heard that whatever way you spend your new year’s eve up until the clock strikes midnight, that’s how the next year will be for you.

While many of you were opening champagnes, watching beautiful fireworks, and celebrating with family and friends to welcome the New Year, our family spent that evening in a quite usual for us way – packing and preparing for a trip.

On the first day of 2013, we were on our way to Kenya.

Well, kind of, our way to start the new year…

NyahururuWe received very warm welcome in the community. It was great to meet everyone again. Sara was a bit shy in the beginning, but quickly, once again, Gladys was her best friend.

First few days we spent on visiting friends, spending some time in L’Arche homes and sharing meals with members of Marleen Crafts. We shared with everyone all gifts we brought from the UK (thanks to our friends in Wales). Musa received his new wheelchair. He was very happy to have it, although he kept asking whether everyone will be able to see him. He is so proud to go through town in his new ‘KBB vehicle’ – as he calls it. We also welcomed Jane Salmonson. We were happy to finally meet her in Nyahururu.

Crescent IslandOnce we managed to greet all our friends, we were ready to do some work. We had several meetings, Agnieszka lead one formation, Dominik spent some time with Peter in the workshops trying to catch up with latest developments. But also, with help from Jane, we wanted to do some small evaluation of our project.

Fortunately, we didn’t spend all our time in the office on the meetings. We managed to go for a short trip to our favourite place – Crescent Island. We all enjoyed the walk, followed by nice lunch. The outing was so nice, that we were late for supper with Thomas, but he still welcomed us with open arms, and offered us the best supper!

Awareness in MochongoiOn Sunday we joined L’Arche in visiting the parish in Mochongoi to raise awareness about people with intellectual disabilities.

Few days before leaving we attended the workshop in Flora Farm to evaluate the work of OT workshops. It was great to see how passionate and committed people are in this project.

Workshop at Flora FarmFinally, before going for our holidays, we visited Fr.Arek in Nairobi. It was great to see him again.

I could keep writing about this visit, and I will never be able to describe what we experienced there. Probably it is better you take a look at the photos which capture it better than words.

Holiday in MombasaThen, we decided to treat ourselves with personal holidays! So, we went for 3 days to Mombasa, to relax a bit by Indian Ocean. It was great to be there, and for the first time experience really ‘african’ temperatures. Fortunately we had air conditioning in our room, so we were able to sleep. Sara enjoyed spending time in the swimming pool, or building castles on the beach. And surely, we all enjoyed good food, and generally being in ‘relaxation mode’.

 We went to Kenya to wrap up our project – to finalise it, and to close this chapter in our life. But this isn’t the outcome of our visit

We realised, that instead, we started to write new chapter in our life. Through sharing with our friends we got some new ideas, new perspectives, new hopes.

Instead of saying good bye, we realised that it might just be the beginning of our journey together.

Thank you all friends in L’Arche Kenya for journeying with us.

Back in Europe

It’s been more than one month since our return, but we still haven’t settled down. It feels more like if we were on holiday and about to return to Kenya. Slowly we have to get used to the idea that we are back.

In the first week in Brecon we managed to get a car, rent a flat (and furnish it), book a preschool for Sara (so she can start in September), and meet with many of our friends. It was very busy week for all of us. But then we realised that we have one month until we actually start work for L’Arche Brecon, so we thought to use this time to visit our family in Poland. We went together for one week, but then Dominik returned to Brecon while Agnieszka and Sara stayed for further 2 weeks. Sara was very glad to see the grandparents and spend time with her cousin Antek and some other friends.

Don’t be surprised then that in the photo gallery you will see mostly photos of Sara.

This past month we have used also to work a bit more for L’Arche Kenya.

Now we are all back in Brecon, but not about to ‘settle down’ since this coming Sunday together with all members of L’Arche Brecon we will go for 2 week community holiday to Kent.

Powrót do Europy

To już ponad miesiąc od naszego powrotu do Europy, a my nadal nie ‘osiedliśmy’ w jednym miejscu. Czujemy się jakbyśmy byli na wakacjach, i wkrótce mamy wracać do Kenii. Powoli musimy się oswoić z myślą, że wróciliśmy już na dobre.

W pierwszym tygodniu po powrocie do Brecon udało nam się już kupić auto, wynająć i umeblować mieszkanie, zapisać Sarę do przedszkola, żeby mogła zacząć od września, no i oczywiście spotkać się z wieloma z naszych przyjaciół. Był to bardzo pracowity tydzień. Zdaliśmy sobie jednak sprawę, że mamy nadal dość dużo czasu zanim zaczniemy naszą pracę, dlatego zdecydowaliśmy pojechać na wakacje do Polski. Pojechaliśmy razem na tydzień, po którym Dominik wrócił do Walii, a Agnieszka i Sara pozostały na kolejne dwa tygodnie. Sara była przeszczęśliwa mogąc spędzić trochę czasu z babciami i z dziadkiem, a także bawić się z kuzynem Antkiem i innymi dziećmi.

Nic więc dziwnego, że zdjęcia w galerii to głównie Sara w przeróżnych sytuacjach 😉 .

Poprzedni miesiąc spędziliśmy też na pracy dla L’Arche w Kenii, gdyż nadal mamy wiele niedokończonych zadań.

Teraz już wszyscy jesteśmy w Brecon, ale nadal nie gotowi na ustatkowanie się… W niedzielę wyjeżdżamy ze wspólnotą na dwutygodniowe wakacje do Kent. ‘Ustatkowane życie’ musi jeszcze troszkę poczekać…

Pożegnanie z Afryką

Ostatnie tygodnie w Kenii były pełne różnych wydarzeń. Poza tym, że mieliśmy nadal dużo pracy w L’Arche, musieliśmy też zacząć się pakować, a także pożegnać się z naszymi przyjaciółmi. Był to czas pełen emocji, i nawet teraz trudno o tym jeszcze pisać.

W ostatnim tygodniu naszego pobytu w Kenii daliśmy Gladys (opiekunka Sary) aparat fotograficzny, i poprosiliśmy ją, aby zrobiła Sarze trochę zdjęć w miejscach gdzie zazwyczaj spędza dzień. Byliśmy bardzo zaskoczeni rezultatem tego pomysłu. Dopiero z tych zdjęć dowiedzieliśmy się jak barwne życie ma nasza córka. Zobaczcie zdjęcia w galerii, aby się przekonać… Ale jest to prawdziwie ‘sekretne życie Sary’.

Kolejną rzeczą którą chcieliśmy zrobić przed opuszczeniem Kenii, było odwiedzenie Crescent Island. Miejsce w którym byliśmy wiele razy. To tutaj zaczęła się nasza kenijska przygoda w 2007 roku! Tym razem postanowiliśmy zaprosić Gladys w ramach podziękowania za opiekę nad Sarą.

Dzień przed wyjazdem z Kenii zaprosiliśmy na obiad  wszystkich naszych przyjaciół, aby im podziękować za czas spędzony razem. Możecie sobie wyobrazić, że po 2.5 roku mamy tam sporo przyjaciół, dlatego też obiad był na ponad 90 osób! Była to raczej skromna, nieformalna uroczystość, ale nadal wypełniona emocjonalnymi pożegnaniami.

No i w końcu, pojechaliśmy do Nairobi w towarzystwie 12 osób z L’Arche Kenya. Zjedliśmy jeszcze razem obiad, a później zostaliśmy odeskortowani na lotnisko. Jeszcze tylko kilka ostatnich uścisków i pożegnań i już byliśmy w samolocie w drodze do domu.

Wyjechaliśmy z Kenii, ale nasza misja się jeszcze nie skończyła. Przez kolejne 6 miesięcy kontynuujemy nasze wsparcie dla L’Arche Kenya, tyle, że teraz z Walii. Mamy jeszcze wiele zadań do ukończenia. Tak więc, nasza podróż z przyjaciółmi z Kenii trwa i będziemy Was informować na bieżąco z postępów tej współpracy.

Out of Africa

Our last few weeks in Kenya were very busy. We tried to complete some tasks at work, and it was the time to say ‘goodbye’ to all our friends. Also we had to find some time to pack. It was time full of emotions, and it is still not easy to write about it.

For the last week of our stay in Kenya we gave a camera to Gladys (the one who stayed with Sara) and we asked her to take photos at places where Sara normally went during the day. We were very surprised to see the result. We realised that we had no idea what Sara used to do during the day. Take a look at the photos in the gallery ‘The Secret Life of Sara’. You will be surprised how busy Sara used to be.

Another thing which we decided to do before our departure was to visit Crescent Island – the place we like very much. We invited Gladys to join us for the trip, as a ‘Thanks’ for looking after Sara for two and a half years. We all enjoyed the day very much.

The day before leaving Kenya we invited all our friends for lunch at our home. It was our farewell party. As you can imagine, after 2.5 years we have a lot of friends there, so we organized lunch for over 90 people! It was rather simple, informal celebration, but still full of emotional ‘goodbyes’.

And finally, we were taken to Nairobi by the group of 12 members of L’Arche Kenya. We had dinner together, and then we were escorted to the airport. Just a few last hugs and goodbyes, and we were on our way back home.

We have left Kenya, but our mission is not finished. For the next 6 months we continue supporting L’Arche Kenya from Wales. There are still many tasks we are to complete. So, we continue our journey together with our friends in Kenya, and we will keep you updated about the progress of this work.

Maj-Czerwiec 2012

Tak jak obiecaliśmy, dzisiaj powiemy gdzie się udamy po naszej kenijskiej misji. I pewnie Was to nie zdziwi, że zdecydowaliśmy powrócić do wspólnoty w Brecon, gdzie czujemy się jak w domu. Ale jestem przekonany, że będziecie zaskoczeni jak powiem, że wracamy już za 2 tygodnie!

Tak, tak… Juz za 2 tygodnie będziemy w Brecon!

Jak wiecie, już od jakiegoś czasu rozeznawaliśmy co zrobić po Kenii. Po konsultacjach z tutejszą wspólnotą, doszliśmy do wniosku, że zarówno dla L’Arche Kenya, jak i dla naszej rodziny będzie lepiej jeśli będziemy kontynuować naszą misję z dystansu. Dla tutejszej wspólnoty będzie lepiej, jeśli zacznie przyzwyczajać się do rzeczywistości ‘bez nas’, a jednocześnie mając nasze wsparcie na odległość.

Dla naszej rodziny też będzie łatwiej, jeśli będziemy mieć ten ‘okres przejściowy’, który pomoże nam w bezstresowym przeniesieniu się w nowe miejsce.

Tak więc, kontynuujemy naszą kenijską misję tak jak zaplanowaliśmy, tyle że na ostatnie 6 miesięcy zmieniamy miejsce z którego wspieramy wspólnotę.

Póki co, nadal jesteśmy w Kenii, i nadal bardzo zajęci. Kończymy zadania które wymagają naszej fizycznej obecności, i przygotowujemy listę zadań, które będziemy mogli kontynuować z dystansu.

W L’Arche Kenya to także dość pracowity czas. W ostatni weekend mieliśmy dzień otwarty dla młodzieży z lokalnych szkół. Podczas tego dnia młodzi ludzie mogli dowiedzieć się więcej o L’Arche, a także spotkać się z asystentami i naszymi osobami niepełnosprawnymi.

Maurice nadal jest w Atlancie na Międzynarodowym Zgromadzeniu Federacji L’Arche. Każdego dnia dostajemy biuletyn z tego wydarzenia. Wszyscy z naszej wspólnoty spotykają się na herbacie aby razem obejrzeć zdjęcia i filmy z Atlanty. Za każdym razem kiedy ludzie zauważą na zdjęciu Maurica, wszyscy się zrywają ze swoich miejsc i zaczynają klaskać. Bardzo już wszyscy za nim tęsknią i czekają, aż wróci z Atlanty.

Ostatniej niedzieli pojechaliśmy odwiedzić franciszkanów z Subukii. Dobrze było spotkać się znowu z o.Bogusiem, który dopiero co wrócił ze swojego urlopu sabatycznego. Zjedliśmy razem niedzielny obiad, później była kawa i ciacho, po czym poszliśmy na spacer do źródełka. Bardzo przyjemne popołudnie. Dodatkowo dla Sary wielka atrakcja, bo od niedawna u franciszkanów mają dwa małe psy…

Domyślam się, że teraz w Polsce wielkie emocje związane z Euro 2012. Niestety u nas w domu nie mamy możliwości oglądania meczów, bo nie mamy telewizji, ale próbujemy śledzić relacje przez internet. Jutro mecz Polska-Rosja. Z tej okazji wybieram się do franciszkanów do Subukii, gdzie razem będziemy kibicować Naszym! Trzymamy kciuki!!!

May-June 2012

As promised, in this post I will say where we will go after our mission in Kenya. And I don’t think you will be surprised, as we decided to go back to Brecon, where we feel very much at home. But I’m sure you will be surprised to hear, that we will be back already in 2 weeks!

Yes, yes… By the end of June we will be back in Brecon!

As you know, for a while now we’ve been discerning about this step, and after consultations with L’Arche Kenya we came to the conclusion, that for the community here, and for our family it will be easier that we continue our mission from distance. It will help the community in Kenya to start living in the reality ‘without us’, and at the same still to receive our support if needed.

For our family it is also easier, as we will have some transition period, which will help us to make this move stress free…

So, we continue with our mission as planned, but for the last 6 months we change the place of operation.

For now we are still in Kenya, and still very busy. We are finalizing the tasks which require our physical presence in the community, and we make the list of the tasks which we will continue from the UK.

In L’Arche Kenya it is also very busy time. Last weekend we welcomed youth from local schools for an Open Day. It was the time the young people could hear about L’Arche, and could meet with assistants and core-members.

Maurice is still in Atlanta, attending the General Assembly of L’Arche. Every day we receive the newsletter from the gathering in form of photos and videos. All members of L’Arche Kenya meet during the tea break to see the updates from Atlanta. Each time people spot Maurice on the photo, thay start cheering and clapping. We all miss him very much, and looking forward for his return next week.

Last Sunday, we visited Franciscans in Subukia. It is good to see Fr.Bogus back, after his sabathical year. We had lunch together with all brothers, then we went for coffee and cake, and finally we walked up the hill to the spring. It was really nice Sunday afternoon.

Now, in Europe many people follow the matches of Euro 2012. Though we don’t have a TV at home, we try to follow our national team. Tomorrow night Poland will play with Russia. This time, I will join our franciscan brothers in Subukia, to watch together the match. Fingers crossed!

Kwiecień 2012

May 2012Aż trudno uwierzyć, że zaczynamy właśnie ostatnie półrocze naszej misji w Kenii. Próbujemy teraz rozeznać co będzie naszym następnym krokiem. Jesteśmy już bardzo blisko podjęcia ostatecznej decyzji i mamy nadzieję, że w następnym wpisie będziemy już mogli ogłosić gdzie zamieszkamy po naszej kenijskiej misji. Póki co, nadal jesteśmy dość zajęci w tej wspólnocie.

Wiele się zmienia we wspólnocie. Mamy nowy mandat dla wspólnoty i teraz poszukujemy nowych odpowiedzialnych za domy i za warsztaty. Maurice wkrótce wyjeżdża na rekolekcje do Francji, a później na Zgromadzenie Ogólne Wspólnot L’Arche w Atlancie.

Niedawno świętowaliśmy urodziny Sary. Bardzo się cieszyła, że byli goście i ciasto i inne dzieci z którymi mogła się bawić. W tym czasie – przez kilka tygodni Sara miała podrażnienia skóry na szyi spowodowane przez afrykańską muchę (Nairobi Fly) (jak możecie zobaczyć na jednym ze zdjęć). Na szczęście bardzo dzielnie znosiła ból i dyskomfort.

Wielkim wydarzeniem ostatnich tygodni była wizyta Gerry McPartlin ze Szkocji. Gerry zbierał fundusze dla L’Arche Kenya. Między innymi – nasza misja mogła dojść do skutku, dzięki jego zaangażowaniu. Gerry przygotował prezentację o jego zbiórce pieniędzy. Wszyscy w naszej wspólnocie byli zafascynowani tym czego dokonał. Prezentacja była o tyle ważna, że pozwoliła nam uzmysłowić sobie jak zdobywa się pieniądze na fundowanie naszych projektów. Teraz wiemy, że pieniądze nie pochodzą z grubego portfela niesamowicie bogatego darczyńcy, ale od kogoś kto potrafi zrobić coś niesamowitego i przyciągnąć tym dziesiątki, lub setki innych, którzy będą chcieli się podzielić tym co mają. Dla tych którzy chcieliby poczytać więcej o tym co zrobił Gerry, zapraszam na jego bloga: http://dglmf.wordpress.com/gerrys-munro-blog/. Niestety tekst tylko po angielsku, ale jest dość dużo zdjęć. W kilku słowach o tym czego dokonał:

Gerry ma 68 lat i jest emerytowanym lekarzem. Aby zebrać pieniądze dla L’Arche postanowił wspinać się na najwyższe szczyty w górach w szkocji. W ciągu 88 dni zdobył 283 szczyty! I jak widać na zdjęciach – nie są to byle pagórki.

Gerry przyjechał do nas z grupą swoich przyjaciół. Dobrze było ich spotkać i mamy nadzieję, że pozostaniemy w kontakcie.

Kilka tygodni temu, siostra Feliksa (polskiego pochodzenia) z Nairobi, przyjechała do nas na kilka dni, aby przeprowadzić szkolenie w naszej piekarni. Nasze asystentki dużo się od niej nauczyły, i już teraz widzimy różnicę w ilości zamówień na ciasta z naszej piekarni.

Na koniec jeszcze kilka słów o tym co ja robię w wolnym czasie… Próbuję nie zapomnieć o mojej pasji – fotografowaniu. Michael (amerykanin który mieszka w Effacie) pisze książki dla St.Martin. To on pomaga mi abym nie zapomniał jak się fotografuje. Za każdym razem kiedy nowa książka ma być opublikowana, prosi mnie abym przygotował zdjęcia i projekt okładki do nowej książki. Poniżej przygotowane przeze mnie dwie okładki do książek:

1. Książka o kenijskim systemie edukacji:

Dear_Letters to cover

2. Książka o uzależnieniach:

What I Never Told You Cover

April 2012

May 2012It’s hard to believe that we are starting last six months of our mission in Kenya. We are deciding now what should be our next step. We are very close to making this decision, and we hope we will be able to announce it in our next post. For now we are still very busy here in Kenya.

A lot of changes in the community. We have a new mandate for the community, and now we are discerning for the new house and workshop leaders. Maurice is about to go for a retreat to Trosly (France) and then to Atlanta for General Assembly of L’Arche.

We celebrated the birthday of Sara. She was really happy to welcome visitors, and play with other children. For few weeks she was a bit affected by rash on the neck (as you can see on one of the photos) caused by Nairobi Fly. But she was very brave going through this pain and discomfort.

A big highlight of past few weeks was a visit of Gerry McPartlin from Scotland. Gerry was raising funds for L’Arche Kenya. It was great to have him here. He made the presentation about his Munro Challenge, which made great impact on all members of L’Arche Kenya. We had a chance to see that the money which funds our projects does not grow on the tree, and it is raised through someones sacrifice, commitment and effort. You can read more about Gerry on his blog: http://dglmf.wordpress.com/gerrys-munro-blog/.

Gerry came with some of his friends. It was great to meet with them, and we hope to keep in touch.

Few weeks ago, we had training in our bakery workshop. Sister Feliksa (of Polish origin) from Nairobi, came for a few days to work with us. It was great to have her. Leah and Evelynne learned a lot, and now already we noticed the increase in the orders for cakes.

Finally, I also try not to forget about my passion – photography. Michael (the one who lives in Effatha) writes books for St.Martin. And he is the one who helps me to get creative. Each time the new book is published he asks me to do the photos for the book. Few months ago I worked on photos for the book about education (DEAR… Letters to Cherish and Challenge Education). And few days ago we finished working on the book about addictions (WHAT I NEVER TOLD YOU. Memoirs of Recovering Addict.) The covers of both books you can find below:

Dear_Letters to cover

What I Never Told You Cover

Luty – Marzec 2012

Kilka Tygodni temu gościliśmy w naszych warsztatach rodziców osób niepełnosprawnych. Zaprosiliśmy ich aby spędzić z nimi trochę czasu, poznać się lepiej, a także aby podzielić się z nimi na temat ostatnich zmian w naszym projekcie. A mieliśmy o czym opowiadać, bo naprawdę wiele się zmieniło. Powstały dwie nowe pracownie – kulinarna i stolarska. Możemy teraz zaoferować różnorodne zajęcia dla osób o zróżnicowanych zdolnościach i umiejętnościach. Dodatkowo przeorganizowaliśmy zajęcia popołudniowe tak aby nasze osoby miały możliwość zrelaksować się na rózne sposoby ( spacery, gimnastyka, zajęcia muzyczne), a także zwiększyły umiejętności wyrażania siebie na różne sposoby (spotkanie ekipy, zajęcia teatralne, kreatywna modlitwa).

Rodzice byli pod wrażeniem i wyrazili zainteresowanie, aby takie spotkania odbywały się częściej.

Dla polepszenia naszej pracy, kilka osób z naszej wspólnoty wzięło udział w warsztacie na temat konstruowania wspomagających akcesoriów z tektury (Assistive Cardboard Equipment). Warsytat był prowadzony przez Jean i Margaret z Wielkiej Brytanii. Nauczyliśmy się jak budować tekturowe akcesoria (krzesła, stoliki, rampy) dla osób z porażeniem mózgowym. Kilka zdjęć znajdziecie w naszej galerii, ale jeśli chcecie zobaczyć więcej zdjęć zajrzyjcie na bloga organizatorów: http://www.cpaequipment.blogspot.com/

24-go lutego pozostawiliśmy nasze codzienne zajęcia i pojechaliśmy na krótkie rekolekcje. Tak jak rok wcześniej, jako cel naszej pielgrzymki wybraliśmy Subukię (Narodowe Sanktuarium Maryjne). Tym razem nasze rozważania oparliśmy na Ewangelii o Betanii. Aby lepiej zrozumieć tę historię postanowiliśmy uruchomić wszystkie zmysły. Najpierw wysłuchaliśmy odczytanej Ewangelii, później obejrzeliśmy fragment filmu ‘Jesus Christ Superstar’. Niektóre osoby z naszej wspólnoty wcieliły się też w postacie z Betanii w krótkim przedstawieniu. Kulminacją rozważania było namaszczenie wszystkich obecnych olejkiem nardowym (taki sam jakiego Maria Magdalena użyła do namaszczenia Jezusa).

Następnie w malych grupach wszyscy mogli wyrazić się artystycznie, poprzez dekorowanie obrazu Betanii. Cały dzień był bardzo ubogacający i dobrze nas przygotował na przeżywanie pozostałych dni Wielkiego Postu.

Tego samego dnia wieczorem otrzymaliśmy wiadomość od Patricka Fountain z L’Arche International, który poinformowal nas, że nasza wspólnota została zaakceptowana jako pełen członek federacji L’Arche. Pomimo zmęczenia po pielgrzymce wszyscy spotkaliśmy się w domu Effatha aby razem świętować. Myślimy, że zarząd międzynarodowy miał podobne świętowanie tego wieczoru, gdyż przyjęcie kenijskiej wspólnoty do federacji to na pewno wzbogacenie dla naszej rodziny L’Arche.

Bezpośrednim efektem tej decyzji jest fakt, że nasza wspólnota będzie miała swoich delegatów na najbliższym Zgromadzeniu Ogólnym w Atlancie. Aby dobrze przygotować się do tego wydarzenia zorganizowaliśmy Spotkanie Wspólnoty, aby porozmawiać o tym co w praktyce oznacza dla nas przynależenie do federacji, a także zastanowić się co dla osobiście oznacza przynależność do L’Arche. Podczas tego spotkania wybraliśmy też delegatów którzy będą reprezentować naszą wspólnotę w Atlancie.

Po tym dość pracowitym czasie, ekipy asystentów z domów i warsztatów zorganizowały wspólne wyjazdy, aby trochę odpocząć. W galerii zdjęć możecie zobaczyć kilka zdjęć z wyjazdu ekipy warsztatowej.

Ten odpoczynek był bardzo potrzebny, bo zaraz po powrocie rozpoczęliśmy przygotowania do Świąt Wielkanocnych.

Jak w każdej wspólnocie L’Arche na całym świecie – i dla nas jest to bardzo ważny czas.

W Wielki Czwartek rozpoczęliśmy wcześnie rano od zabicia jagnięcia i koźlęcia. Jak widać tradycje żydowskie wzięliśmy bardzo doslownie… Później wszyscy członkowie wspólnoty zebrali się na Paschę. Posiłek rozpoczęliśmy od próbowania różnych symbolicznych potraw. Każdy próbował z ogromnym zainteresowaniem, jednak wszyscy też nie mogli się doczekać glównego dania – jagnięcia i koźlęcia. To byl naprawdę wspanialy posiłek.

Po posiłku wszyscy przeszliśmy do kaplicy, gdzie podczas Mszy uwywaliśmy sobie nawzajem nogi.

W Wielki Piątek większośćosób we wspólnocie dołączyła sie do parafialnej Drogi Krzyżowej.

A w wieczór Wielkiej Soboty pojechaliśmy do Flora Farm (dom rekolekcyjny) gdzie świętowaliśmy Mszę Zmartwychwstania Chrystusa.

Podczas tego pracowitego czasu we wspólnocie, my jako rodzina też się nie nudziliśmy. Odwiedzili nas nowi i starzy znajomi… Najpierw z Hiszpanii przyjechała Monika. Mimo, że nie znaliśmy jej wcześniej, czuliśmy się z nią tutaj jakbyśmy się znali już wieki. Szybko odkryliśmy, że wiele nas łączy. Monika z wielkim entuzjazmem odkrywała programy w St.Martin. Ale też w naszych warsztatach okazała się bardzo pomocna prowadząc zajęcia muzyczne (a właściwie taneczne).

Sylwii chyba nie musimy przedstawiać. Mieszkaliśmy razem we wroclawskiej wspólnocie. Więc miło było powspominać razem. Ale Sylwia też nie przyjechała tylko aby nas odwiedzić. Ciężko pracowała w naszej pracownii plastycznej. I dzięki niej, mamy nadzieję, uda nam się produkować kartki, ktore da się sprzedać w naszym sklepie.

Sylwia została z nami przez Święta co pomoglo nam przeżywać Święta ‘po polsku’. Pomogła też Ewa, (jakiś czas temu pracowała w St.Martin), która dołączyła się do wspolnego świętowania. Razem pojechaliśmy do Subukii, gdzie wspolnie z polskimi franciszkanami spędziliśmy całą niedzielę.

Teraz powoli wracamy do pracy i już widzimy, że nadchodzące miesiące nie będą wcale spokojniejsze niż kilka minionych.

W galeriach znajdziecie mnóstwo zdjęć. Aby je obejrzeć wystarczy kliknąć na ikonki w tym wpisie.

February-March 2012

Few weeks ago we welcomed in our workshops the parents of core members. We invited them to spend some time with us and share about latest developments in our project. And we had quite a lot to share, since our workshops have really changed. To the existing workshops (Candles, Crafts and Bakery) we added two new ones – Kitchen and Carpentry. Now we can offer our core members wide range of activities where we can involve people of diverse abilities. Additionally we have structured our leisure activities in the afternoons to introduce core members into various ways of relaxing (walks, gym session, music session) or expressing themselves (core members’ meeting, drama session, creative prayer).

The parents were impressed with the project and expressed desire to meet more frequently.

To improve our work, few members of L’Arche Kenya attended the workshop of making Assistive Cardboard Equipment. The workshop was led by Jean and Margaret from UK. We learnt how to make customised cardpoard equipments for children with cerebral palsy. You will find a few photos in our gallery, but to see more you can read their own blog: http://www.cpaequipment.blogspot.com/

On 24th February we stopped all our daily activities to go for a short reflection. This year we also went for a pilgrimage to Subukia. On this day we reflected on the gospel of Betania. To understand this story better we chose to involve all our senses. We listened to the gospel, we watched a short fragment of ‘Jesus Christ Superstar’ about Mary washing Jesus’s feet with the nard perfume, some of our core members also entered into this story through drama and finally we were all anointed with nard perfume. Then we also had a chance to express ourselves in artistic way, by preparing the picture of Betania. The whole day was very enriching and helped us to start the reflection for the remaining days of Lent.

In the evening of the very same day we received the news from Patrick Fountain, who informed us that L’Arche Kenya has been officially accepted as a member of federation of L’Arche communities. Despite the tiredness after the whole day of activities in Subukia, we all met for dinner in Effatha Home and we celebrated. We guess that the members of international board had a similar celebration that evening, since we believe that welcoming L’Arche Kenya into the federation is a great gift to the family of L’Arche.

As a direct result of becoming full member of Federation our community is sending 3 representatives to L’Arche General Assembly to Atlanta. To prepare for that event we met for a community gathering, to share what it means to be a member of L’Arche, and also to reflect on our own commitment in the community. During the gathering we also planned the events for coming months.

Then after this busy time in the community the teams of assistants from houses and from the workshops decided to relax a bit, and go for an outing. In the gallery you will find some photos from the outing of workshops team.

This time of rest was necessary, as right after coming back we started another busy time in the community – preparing for Easter.

Like for every L’Arche community around the world, it very important time.

On Maundy Thursday we started early in the morning with slaughtering the goat and lamb. Then all members of our community met in Effatha Home for Passover Meal. Everyone with great curiosity was tasting various traditional Jewish dishes. But at the same time everyone was looking forward for the main dish – goat and lamb. That was really a great feast.

After the meal we moved to the chapel where we celebrated the Mass during which we washed each other’s feet.

On Good Friday most members of our community joined the parish for way of the cross.

And on Saturday evening – as every year – we went to Flora Farm to celebrate the resurrection Mass.

Finally, throughout this busy time in the community, we also were quite busy as a family. Some of our friends came to spend some time with us. We are always happy to welcome visitors to our home. It also helps us to go out a bit more and see some interesting places. Monika came to us from Spain. We didn’t know her before, but we are really happy we could meet her. She was very enthusiastic about having an experience in the programmes of St.Martin, but also she got actively involved in L’Arche Kenya by teaching us flamenco dance, and also introducing relaxation during our music session.

Sylwia is our friend from L’Arche in Wroclaw, and it was great to be with her and talk about ‘old times’… But she didn’t come here only to visit us, but to work in our Crafts Workshop. Sylwia, with her artistic perspective was able to help us to design some nice cards, which we can continue to produce now.

She also stayed with us for Easter which helped us to celebrate according to Polish traditions. Also Ewa ( the one who used to work in St.Martin) joined us for Easter celebrations. Together we went to Subukia, where we spent some time with Polish Franciscans.

Now we are slowly getting back to work, and we already realise that it won’t be any less busy than past few months.

There are many photos in our galleries. To see them simply click on the icons in this post.

Jesteśmy z powrotem!

Wiem, wiem… Bardzo dużo czasu minęło od kiedy się ostatnio odzywaliśmy. Ale w końcu udało mi się znaleźć czas, aby napisać kilka słów. W tym wpisie spróbuję objąć wszystkie wydarzenia od połowy października ubiegłego roku, do końca stycznia tego roku. Może nie będą to zbyt szczegółowe historie, ale zapraszam do obejrzenia zdjęć w galeriach. Wystarczy kliknąć na ikonki/zdjęcia w tym wpisie aby otworzyć dostęp do zdjęć.

Jeszcze w październiku świętowaliśmy Dzień Wolontariusza. Każdego roku organizacja St.Martin przygotowuje dzień skupienia dla wszystkich swoich wolontariuszy. Kolejnym wielkim wydarzeniem były obchody dnia Św.Marcina. Wszyscy członkowie wspólnoty zebrali się aby świętować poprzez taniec, śpiew i modlitwę.

Zanim listopad dobiegł końca musieliśmy już się pakować i przygotowywać do wyjazdu na wakacje do Polski. Tym razem podróżowali z nami trzej przyjacieli z kenijskiej wspólnoty L’Arche – Francis, Paul i Mutahi.

W Polsce rozpoczęliśmy od odwiedzin naszych przyjaciół w Warszawie. Rodzina Ambroziewiczów przyjęła nas gorąco. Mieliśmy też okazję odwiedzić ‘Chatę z Pomysłami’. Dziękujemy za wspaniałe przyjęcie i za dzielenie się z nami doświadczeniem.

Kelejny przystanek w Polsce był w Kuczynie, gdzie mieszkają rodzice Dominika. Był to dla nas wyjątkowy czas. Sara szczególnie wykorzystała ten pobyt, gdyż mogła spędzić dużo czasu z babcią i dziadkiem, a także ze swoim kuzynem Antkiem.

Odwiedziliśmy też wspólnotę L’Arche w Poznaniu. Podczas odwiedzin mieliśmy zaszczyt poznać panią Wandę Błęńską, która akurat obchodziła swoje 100 urodziny. Mieliśmy okazję podzielić się naszymi doświadczeniami z Kenii, ale też mogliśmy posłuchać opowieści pani Wandy o czasie który spędziła na pracy w Ugandzie.

Powoli staje się to tradycją, że każdorazowo kiedy przyjeżdżamy do Polski spędzamy trochę czasu w naszej wspólnocie we Wrocławiu. I zawsze czujemy się tam jak w domu. Jest to dość oczywiste, że jest to dla nas szczególne miejsce, gdyż to w tej wspólnocie się spotkaliśmy. Ale również dla Sary jest to ważne miejsce, gdyż jej rodzice chrzestni należą do tej wspólnoty. Miło też było zobaczyć budowę nowego projektu wspólnoty.

Czas we Wrocławiu wykorzystaliśmy też na odwiedzanie naszych znajomych, ale także na pracę w warsztatach terapii zajęciowej. Jesteśmy wdzięczni WTZ Muminki za przyjęcie nas i podzielenie się swoim doświadczeniem. Dziękujemy również fundacji Przyjazny Dom za pokazanie nam swojego projektu. A po ‘pracy’ nasi goście mieli również czas na relaks. Chętnie pojechali do miasta na spacer i herbatę, ale też nie lada wydarzeniem był wyjazd do Aquaparku. Dziękujemy wrocławskiej wspólnocie za ten czas!

Kontynuowaliśmy naszą podróż, a następny przystanek to Kraków. Bogusia (Agnieszki siostra) przyjęła nas gorąco w swoim mieszkaniu. Podczas tego pobytu mieliśmy okazję odwiedzić kilkakrotnie wspólnotę L’Arche w Śledziejowicach. Praca w warsztatach terapii zajęciowej była cennym doświadczeniem. Nabraliśmy inspiracji do rozwijania naszego kenijskiego projektu. Ale i tutaj na pracy się nie skończyło. Popołudnia i wieczory wykorzystaliśmy na zwiedzanie Krakowa i okolic. Zobaczyliśmy wystawę szopek, a także odwiedziliśmy kopalnię w Wieliczce.

Nasz ostatni przystanek w Polsce to nasz domek w Rabce Zdrój. Czas w Rabce zaplanowaliśmy na relaks. Jak zaplanowaliśmy, tak zrobiliśmy. Dużo czasu spędziliśmy na odwiedzaniu różnych ciekawych miejsc. Pojechaliśmy w Pieniny, gdzie po Słowackiej stronie zwiedziliśmy Czerwony Klasztor. Wybraliśmy się też na jeden dzień do Zakopanego, gdzie nasi goście mieli okazję doświadczyć śniegu. Wieczory natomiast spędziliśmy w domu, oglądając filmy. Po kilku dniach w Rabce, nasi goście pojechali na rekolekcje do Francji.

Kiedy nasi kenijscy przyjaciele wyjechali, my pozostaliśmy w naszym domu i zaczęliśmy przygotowania do Świąt. Tym razem to rodzina Dominika przyjechała do Rabki, gdzie wspólnie świętowaliśmy. Wszystko poszło według planu: Czas spędziliśmy w gronie rodzinnym, kosztując różnych świątecznych przysmaków. Oczywiście znaleźliśmy też czas na wspólny spacer, czy na zabawy z Sarą i Antkiem. Sara była tak zafascynowana różnymi placami zabaw w Rabce, że nie przeszkadzało jej nawet, ze wszystko bylo pokryte śniegiem.

Ale jak to zwykle bywa, czas odpoczynku mija bardzo szybko i zanim się spostrzegliśmy już byliśmy z powrotem na kenijskiej ziemi. Już się nie martwiliśmy o śnieg i zimno, ale o upał i kurz…

Początek roku bynajmniej nie był ‘powolnym startem’. Już 5go stycznia wspólnota zebrała się aby świętować otwarcie nowego domu – Betania. Była to mała uroczystość (‘tylko’ 100 osób). Wśród gości byli także Tim i Maria Kearney z Irlandii. Dobrze było się z nimi spotkać.

Kilka dni później, pomimo trwających prac modernizacyjnych, ruszyliśmy z nowymi warsztatami. Mamy teraz już 5 pracowni! Również wszyscy którzy pracują w budynku spotykają się na wspólnym lunchu, a po południu wszystkie zajęcia (kreatywna modlitwa, muzyka, teatr) też odbywają się w jednym z nowo zaadaptowanych pomieszczeń. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze dwa lata temu w budynku pracowały tylko 3 (!) osoby. Teraz jest nas prawie 50! To dla nas wielkie szczęście być świadkiem tak kluczowego rozwoju w L’Arche Kenya.

We are back!

I know, I know… It’s been way too long since we’ve put anything here. But finally I have found some time to write again. In this post I will try to cover the time since mid October last year. And you can guess, that a lot has happened since then. Even more you will find in the photo galleries. Just click on the thumbnails in this post to open them and see the photos.

Still in October we had a chance to attend the Volunteers Day. This is the time when each year all volunteers of St.Martin meet for the one day retreat. Another big event which followed soon after, was St.Martin Day. All community members gathered to celebrate this special day through dance, song and prayer.

Before November finished, we had to pack and get ready to go for our holidays to Poland. This time round we traveled together with 3 members of L’Arche Kenya – Paul, Francis and Mutahi.

In Poland we started from visiting our friends in Warsaw. The Ambroziewicz family welcomed us to their home. We also had a chance to spend some time with members of ‘Chata z Pomyslami’ – the centre for people with intellectual disabilities. We are grateful for this opportunity. Very enriching experience for our kenyan friends, and very good time for all of us.

Our next stop was in Kuczyna – the home of Dominik’s parents. This was very special time for all of us, but particularly for Sara who could play with grandparents, as well as with her cousin Antek.

During that time we visited L’Arche community in Poznan. In the community we were privilleged to meet with Ms. Wanda Blenska, who celebrated her 100th birthday. We shared with her a bit about our experience in Kenya, and we were happy to listen to her stories about the time she spent in Africa.

It becomes now a bit of a tradition, that each time we are in Poland we spend some time in our home community in Wroclaw. And we feel there like home indeed. Additionaly for Sara it is very important place, since her godmother and godfather are members of the community. We were also very glad to see the progress of the construction work of the new project in the community. It is so good to see the community grow. We also had a great time visiting our friends. Our guests from Kenya had a chance to visit various OT workshops, but also to have some relaxing time in a coffee shop or at swimming pool.

We continued our journey to spend some time with Agnieszka’s sister – Bogusia. While in Krakow we visited L’Arche community in Sledziejowice where we had some experience in the community workshops. It has helped us to develop some new ideas for our project in Nyahururu. Very enriching experience. We also took the opportunity to visit the museum of Salt Mine in Wieliczka. Paul, Francis and Mutahi were delighted to see that place.

Our last stop with kenyan visitors was in our home in Rabka. This time was planned as time for relaxing. And it was as planned. We spent time visiting various places, but as well on spending time with Sara’s grandmother. We were also glad that there was snow in the mountains, as our visitors had a chance to see and experience the snowball fight! After short time in Rabka, our visitors left Poland, to go for a retreat to France.

When our friends left Poland, we stayed in Rabka and started preperations for Christmas. This time Dominik’s family joined us in the mountains to celebrate this event. And everything was as we planned. Just spending time together, enjoing good food, and warming ourselves by the fire. Of course, we also managed to find energy for a nice walk in town, while Sara and Antek could spend hours playing together. Surely it was relaxing time for all of us.

But as it is usually happening, the time of relaxing goes very quickly. In first days of January we returned to Kenya.

And we knew that the year wasn’t to start very slowly. Actually the plan was very different.

On 5th January we attended a small celebration (‘only’ 100 guests) of opening of Betania Home – the second home of L’Arche Kenya. We were happy to meet with the family of Tim and Maria Kearney who came to visit from Ireland. We all had a good time celebrating the growth of our community. Few days later, despite ongoing construction, we opened new workshops and we started to have lunches together in the project. Also the afternoon activities (creative prayer, music session, drama) are now in the same building. It’s hard to imagine, that only 2 years ago there were 3 (!) people working in the building. Now we are almost 50! We feel so priviliged to witness this time of growth in L’Arche Kenya.

Październik 2011

Ostatnie tygodnie były wypełnione różnymi wydarzeniami, świętowaniem, przyjmowaniem gości.

30 września z całą wspólnotą zdecydowaliśmy, że potrzebujemy trochę odpocząć, dlatego pojechaliśmy na jednodniową wycieczkę na Crescent Island na jeziorze Naivasha. Na zdjęciach możecie zobaczyć, że wszyscy byli bardzo zadowoleni z wyjazdu. Tego samego dnia w planie było też Spotkanie Wspólnoty, ale pogoda miała dla nas inne plany, dlatego też, to spotkanie musieliśmy przełożyć na inny dzień.

Teraz mogę powiedzieć, że ta zmiana nie wyszła nam na złe, bo spotkanie Wspólnoty, które mieliśmy kilka dni później niż zaplanowano, było bardzo udane. W czasie spotkania wysłuchaliśmy prezentacji z domów i warsztatów, obejrzeliśmy też krótkie przedstawienie na temat początków wspólnot L’Arche, a także w ramach świętowania L’Arche International Family Day przygotowaliśmy kartki dla innych wspólnot. Na zakończenie przyjrzeliśmy się jakie wydarzenia czekają nas w kilku nadchodzących miesiącach.

W kolejny weekend mieliśmy we wspólnocie wielkie świętowanie. Przyjmowaliśmy do wspólnoty nowe osoby z niepełnosprawnością intelektualną. To wielki przywilej być we wspólnocie w tak kluczowym momencie, a także bardzo się cieszymy, że wspólnota rośnie.

W ostatnich tygodniach przyjęliśmy też gości z Walii. Odwiedził nas nasz przyjaciel z grupy Time Out – Dafydd Jones. Przyjechał ze swoją córką Cate. Mamy nadzieję, że ich pobyt był udany. Jednocześnie dziękujemy za wsparcie jakie okazali nam i wspólnocie L’Arche w Kenii. Razem z naszymi gośćmi pojechaliśmy do OlPejeta Conservancy, aby ubogacić ich pobyt w Kenii, ale także aby trochę odpocząć. Na jeden dzień pojechaliśmy też do Sanktuarium w Subukii.

Wczoraj kilka osób z naszych warsztatów pojechało na kiermasz do jednego z hoteli w Naivashy. Postanowiliśmy ich odwiedzić. Na miejscu okazało się, że hotel ma super plac zabaw dla dzieci. W efekcie, w galerii nie zobaczycie ani jednego zdjęcia z kiermaszu, ale jest za to mnóstwo zdjęć Sary! Sara w swoim raju… 😉

Zapraszam do obejrzenia zdjęć ze wszystkich wspomnianych wydarzeń. Wystarczy kliknąć na ikonki powyżej. Przyjemnego oglądania.

October 2011

Past few weeks were very busy in our family and in our community. On 30th September with all members of L’Arche Kenya we decided to take a day off, and go to some nice place to relax. We chose to go to Crescent Island on the lake Naivasha. You can see on the photos, that everyone really enjoyed the trip. On that day we were also to have our first community gathering, but the weather had different plan for us. Because of rain we had to postpone our gathering. But now we know it was actually better to have a gathering back in Nyahururu. During the meeting we listened to the presentation from homes and workshops. We also watched a simple drama about the beginnings of L’Arche and as it was also the moment to celebrate L’Arche International Family Day we prepared the cards for other communities which we have any links with. Finally we heard about all upcoming events and activities in the community. One weekend we had a big celebration of welcoming new core-members to our community. It is good to see the community growing.

During this time we also welcomed Dafydd Jones and his daughter Cate, who came to visit us. We hope they had a good experience here in Kenya. And we are grateful for the support they offered to our community (and our family). Together with them we also visited a few places to enrich their stay in Kenya, but also for us – to relax a bit. So we went to OlPejeta Conservancy, and for one day to Subukia.

And only yesterday, some of the members of Marleen Crafts went to one of the hotels in Naivasha for the Crafts Fair. We decided to visit them also. There we discovered that in the hotel there was a great playground for children… That’s why on the photos you won’t actually see the crafts fair, but just as our stay there looked like – Sara in her ‘paradise’.

Please – feel welcome to see all the photos – we have plenty of them in the galleries attached.

Lipiec, sierpień… Wrzesień?

Lipiec, sierpień… Wrzesień? … Aż trudno uwierzyć, że to już wrzesień. Czas biegnie tu bardzo szybko. Ledwie udało nam się ochłonąć po wakacjach w Europie, a już zaczynamy planować nasz grudniowy wyjazd. Ale jedno jest pewne – nie mamy czasu się nudzić. Wiele się dzieje we wspólnocie. Kilka tygodni temu świętowaliśmy urodziny Maurica. Także przyjmowaliśmy gości z L’Arche International – Alice i Patricka. Patrick jest koordynatorem odpowiedzialnym m.in. za wspólnoty w Afryce Wschodniej. Alice przejmuje teraz tę rolę od Patricka. Podczas tej wizyty postanowiliśmy skorzystać z doświadczenia naszych gości i poprosiliśmy Patricka o przeprowadzenie formacji. Przygotował sesję na temat ‘zaangażowania i przynależności’ (‘commitment and belonging’). Formacja wszystkim się podobała, szczególnie, że Patrick wspominał też o wadze małych tradycji we wspólnocie. Dlatego wieczorem, podczas świętowania urodzin naszego odpowiedzialnego za wspólnotę nie mieliśmy żadnych oporów aby kultywować naszą tradycję oblewania jubilata wodą.

Tydzień temu pożegnaliśmy Bogusię, która zakończyła swoje zaangażowanie w St.Martin i wróciła do Polski. Ale postanowiliśmy dobrze się z nią pożegnać, dlatego ostatni weekend spędziliśmy nad jeziorem Naivasha. Była to też dobra okazja aby się trochę zrelaksować i odpocząć. Teraz przed nami wiele wyzwań, szczególnie związanych z szybkim i dynamicznym rozwojem wspólnoty, ale już się nie możemy doczekać aby zobaczyć efekty naszej wspólnej pracy.

July, August… September?

July, August… September? … Wow, I can’t believe it is already September. The time really flies. We barely settled down after returning from holidays in Europe, and now we are already planning for December visit. But surely we don’t have time to get bored. A lot is happening in the community. In last few weeks we celebrated the birthday of Maurice. Also we were happy to welcome the visitors from L’Arche International – Patrick and Alice. Patrick is the Delegate Coordinator for L’Arche in East Africa, and Alice is preparing to take over this role from him. It was very good visit. We requested Patrick to preapre the formation for us. He talked about ‘commitment and belonging’. It was very interesting session. He also mentioned about small traditions in various communities and that we should value and protect those traditions. Fortunately in the evening of the same day as formation we celebrated Maurice’s birthday – so we made sure that we keep our tradition and despite the fact it was a cold evening, we washed Maurice properly. We also said goodbye to Bogusia, who finished her experience in St.Martin and returned to Poland. But just before her departure we decided to spend some time with her in Naivasha. It was also good opportunity for us to relax a bit. Now we are busy with developments in the community, but we are looking forward to see the changes.

Goście, goście

Lipiec i sierpień to miesiące wakacyjne w większości krajów w Europie. Jak na ironię, są to też dwa najzimniejsze miesiące w Nyahururu. Ale kiepska pogoda nie odstraszyła wielu gości odwiedzających St.Martin i L’Arche Kenya. Ale nie tylko te wspólnoty miały dużo gości, gdyż także w naszym domu przyjęliśmy wielu podróżników.

Najpierw ugościliśmy 3 dziewczyny z Poznania, które podróżowały przez Wschodnią Afrykę. Ku zaskoczeniu wielu lokalnych kierowców podróżowały autostopem. Jest to rodzaj podróżowania zupełnie tutaj nieznany, ale mimo to nieźle im szło. Więcej o ich projekcie możecie znaleźć tutaj: http://www.facebook.com/projekt.afrymind?ref=ts.

Następnie nasz dom został “przejęty” przez siedmioosobową grupę młodych górali żywieckich. Oj działo się… 😉 Bardzo nam się spodobał ich projekt. Podróżowali przez kraje Wschodniej Afryki ubrani w góralskie stroje regionalne. Wywoływało to bardzo ciekawe reakcje wśród mieszkańców Afryki… Ciekawe zestawienie kultur. Ale co będę się tu rozpisywał. Lepiej spójrzcie na ich stronę: http://zywcemwafryce.wordpress.com/aktualnosci/ i tą na facebook: http://www.facebook.com/zywcem.

Jeszcze wielu więcej nas odwiedziło w ostatnim czasie. Jedni zatrzymali się na kilka dni, inni wpadli tylko na kawę. Teraz mamy kilka tygodni ‘spokoju’, ale kolejni goście już się zapowiedzieli na pierwsze tygodnie października. Już się nie możemy doczekać ich przyjazdu, bo zawsze się cieszymy jak możemy z kimś się podzielić kawałkiem naszego życia tutaj…

Visitors, visitors…

Goscie, goscieJuly and August are holiday months in many countries in Europe. Ironically, they are also the coldest months in Nyahururu. However, cold and rainy weather didn’t stop many visitors from visiting us. But not only St.Martin and L’Arche Kenya got very busy, as our home was also the place of welcome for many.

We welcomed 3 young women from Poland who were travelling through East Africa. To surprise of many they were hitchhiking. Not very common mode of travel here, but they proved to be very successfull. You can find more about their project here: http://www.facebook.com/projekt.afrymind?ref=ts. It is in Polish only, but plenty of pictures to see as well.

Then our house became a home to 7 young people from Polish Highlands. Their project was to travel through East Africa while dressed in regional outfits. The idea was to challenge the African cultures with that of Polish Highlands. The response of African communities was quite interesting. Please se their pictures at their website: http://zywcemwafryce.wordpress.com/aktualnosci/ and facebook: http://www.facebook.com/zywcem.

There are many more who came to visit us for a shorter time. Now we have more quiet time, though we already know about some people who come in a few weeks. We are really looking forward to the visitors coming, since we are always happy to share a bit our life and experiences with those who come.

(PL) Czerwiec/Lipiec 2011

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy naprawdę wiele się wydarzyło, szczególnie w warsztatach gdzie nie tylko świętowalismy urodziny co widać na zdjęciach, ale także wprowadziliśmy poważne zmiany. Po pierwsze w końcu mamy asystentów warsztatowych, którzy rozumieją różnicę między pracą, a innymi formami spędzania czasu, co poprawiło funkcjonowanie warsztatów nie tylko w czasie pracy, ale także jakość popołudniowych zajęć. Niektórzy uczestnicy warsztatów zmienili pracownię i był to dobry ruch, co widać na zdjęciach: Musa dumny ze swojego pierwszego ciasta!  Nasze popołudnia stały się bardzo atrakcyjną alternatywą do siesty, bo po co spać kiedy można pójść na gimnastykę i poskakać na trampolinie, a na końcu i tak poleżeć na materacu; albo jeszcze lepiej odkryć coś o sobie w czasie dramaterapii lub wyrazić swoją duchowość bez słów w czasie kretywnej modlitwy.

Wakacyjne miesiące w Europie to najbardziej napięty czas tutaj ze względu na liczbę gosci w St.Martin. Moja siostra Bogusia rozpoczęła sezon gości w naszym domu. Była tam tylko tydzień, bo potem dołączyła do grupy wolontariuszy. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o jej pobycie tutaj zapraszamy na jej blog: http://bogumilajarecka.wordpress.com/. Zaraz po Bogusi wprowadził się do nas Michael z Effathy. W tym czasie Declan- Odpowiedzialny za wspólnotę Arki w Cork mieszkał w jego pokoju w Effacie. Mamy niesamowite wspomnienia z tego czasu: noc grania na gitarch przy kominku, Irlandzka muzyka, rodzinny taniec zainicjowany przez Sarę, która była gwiazdą wieczoru; sesje zdjęciowe z kameleonem, który niedawno wprowadził się do naszego ogródka; pogoń za żyrafami na Crescend Island i spacer wzdłóż równika w Subukii, gdzie zaobserwowalismy bardzo dziwne zjawisko na niebie: bardzo wyraźna obręcz wokół słońca.

O następnych gościach w następnym poście…

W międzyczasie udało nam się też stworzyć nową stronę internetową L’Arche Kenya (www.larchekenya.org), a także mniej formalną stronę na facebook (wystarczy w wyszykiwarce na facebook wpisać “L’Arche Kenya”).

(EN) June/July 2011

Last two months were very busy especially in the L’Arche workshops and not only because of well celebrated birthdays that you can see on some photos. We have finally workshop assistants – people who understand the difference between leisure and work activities, which improved enormously the functioning of the workshops and quality of afternoon activities. Some core members changed their workshop and are very happy about it. Photos show how Musa is proud of his first cake! Our afternoon activities are much better organised as well. Drama therapy led initially by Chiara (Italian drama therapist, currently volunteer in St.Martin) and now by trained by her assistants is a big success. The same gym sessions, initiated by Rachel (physiotherapist and member of L’Arche Kenya) and now during her absence led by workshop assistants team, are an attractive alternatives to siesta. Core Members Prayer is less verbal and helps people to express their spirituality in more creative ways.

European summer months means for us more visitors. My sister Bogusia started the season. After her initial week in our house she moved to volunteers’ accommodation. Straight after Michael from Effatha joined us during the time when the community welcomed Declan –Community Leader of L’Arche Cork. His visit gave us a lot of unforgivable memories: guitar night with the fire, Irish music and dancing; sessions with chameleon living in our garden, chasing giraffes and other smaller or bigger animals on Crescend Island and walk along the equator in Subukia where we witness  very unusual solar activity: very clear ring around the sun.

More guests in our next post…

During that time we also managed to start the new website for L’Arche Kenya (www.larchekenya.org), and also less formal page on facebook  (on Facebook page search for L’Arche Kenya).

(PL) Maj 2011

kliknij na zdjęcie, aby zobaczyć galerię

Ostatni miesiąc był pełen różnych wydarzeń. Na początku miesiąca Dominik uczestniczył w Narodowym Dniu Modlitwy w Subukii, gdzie został poproszony o dokumentację fotograficzną wydarzenia. Dzień był udany, a pieniądze zebrane podczas ‘harambee’, pozwolą na kontynuowanie budowy nowego Sanktuarium Maryjnego.

kliknij na zdjęcie, aby zobaczyć galerię

Też w poprzednim miesiącu rozpoczęliśmy wizyty w domach osób niepełnosprawnych, które mieszkają w okolicy Nyahururu.  Jest to dla nas bardzo interesujące i odkrywcze zajęcie, bo możemy poznać historie życia, zobaczyć w jakich warunkach żyją i jak rodzina i lokalna społeczność jest w stanie, lub jak jest jej trudno znaleźć miejsce dla osoby niepełnosprawnej.

kliknij na zdjęcie, aby zobaczyć galerię

Kilka tygodni temu mieliśmy też gości z Włoch. Zawitali do nas ‘Clown Doctors’. Ci którzy widzieli film ‘Patch Adams’ wiedzą o czym mówię. Krótko mówiąc są to doktorzy, którzy są świetni w pracy z dziećmi. Podczas ich pobytu odwiedzili szpitale, szkoły, więzienie… Nam udało się ich spotkać kiedy byli w Talitha Kum – Domu Dzieci. Sarze bardzo się podobało to wydarzenie.

kliknij na zdjęcie, aby zobaczyć galerię

I jeszcze jedno – właśnie wróciliśmy z weekendu, który spędziliśmy w parku Ol Pajeta. Był to dla nas czas na relaks. Michael (z Effathy) pojechał z nami na tę wycieczkę. Większość czasu spędziliśmy jeżdżąc po ranczu w poszukiwaniu różnych zwierząt. Możecie zobaczyć na zdjęciach jak piękne są widoki, szczególnie, że ranczo położone jest u stóp Mount Kenya.

Teraz przygotowujemy się na przyjazd Bogusi – Agnieszki siostry, która przyjeżdża na wolontariat do St.Martin. Już nie możemy się doczekać kiedy będzie z nami.

(EN) May 2011

click on a photo to see the gallery

Last month was full of various events. In the beginning of the month Dominik attended National Prayer Day in Subukia, where he was asked to photograph the event. The event was very succesfull, and the money collected during the harambee, allows to continue with building the new shrine.

click on a photo to see the gallery

Also last month we started home visits of families of people with intellectual disabilities living in the area. It is very interesting to listen to their life stories, to see the conditions they live in and the way the family and local community is able or is strugling to welcome them among themselves.

click on a photo to see the gallery

Few weeks ago we had visitors from Italy, who are the ‘clown doctors’. Those who have seen the movie ‘Patch Adams’ will know what it means. Basically they are doctors, who are the best to work with children. During their visit here they worked in schools, hospitals, prisons… We managed to meet with them while they visited Talitha Kum – Children’s Home. Sara surely enjoyed the event.

click on a photo to see the gallery

And finally, we just came back from the weekend we spent at Ol Pajeta Conservancy. It was very relaxing time for us. Michael – from Effatha – joined us for this trip. We spent a lot of time driving in the conservancy, trying to spot some animals. And you can see on the photos – the views were magnificent, as the conservancy is just by Mount Kenya.

Now we are getting ready to welcome Bogusia – Agnieszka’s sister, who is coming for experience in St.Martin CSA. We are looking forward to have her with us.

(PL) Marzec-Kwiecień 2011

Ostatnie tygodnie były dla nas bardzo pracowite. Dlatego nie mieliśmy możliwości pisania.

Marzec nie zaczął się najlepiej, bo mieliśmy kolejne włamanie do domu. Tym razem zniknęły już wszystkie sprzęty elektryczne jakie posiadaliśmy. Niestety większość z tych rzeczy to nasze narzędzia pracy (Agnieszki laptop, mój aparat fotograficzny, czy kamera wideo itp…). Teraz uczymy się jak można żyć w prostocie.

Jednak mimo złego startu miesiąc miał dla nas dość dużo pozytywnych wydarzeń.

kliknij na zdjęcie, aby zobaczyć galerię

26-go marca wszyscy członkowie Marleen Crafts i L’Arche Kenya pojechali na pielgrzymkę do Narodowego Sanktuarium Maryjnego w Subukii. Przywitali nas franciszkanie, którzy są gospodarzami tego miejsca. W ciągu dnia nasze rozważania były oparte na Przypowieści o Synu Marnotrawnym. Ojciec Gabriele i Marta wygłosili dla nas konferencję na temat tej przypowieści. Później podzieliliśmy się na małe grupki, aby pogłębić tą refleksję. Jednak przez to, że nasza grupa była dość zróżnicowana pod względem językowym lub pod względem możliwości intelektualnych, zdecydowaliśmy się na taki sposób pracy w grupach, gdzie każdy może się włączyć na równym poziomie. Dlatego postanowiliśmy wyrazić naszą refleksję poprzez malowanie. Po powrocie usłyszeliśmy tak dobre komentarze na temat pielgrzymki, że mamy nadzieję, że to wydarzenie zawita na dobre w naszym kalendarzu.

kliknij na zdjęcie, aby zobaczyć galerię

Tydzień temu Alina (nasza przyjaciółka z L’Arche w Trosly) wyjechała. Była z nami przez 3 miesiące. Mieszkała w domu Effatha, ale każdą wolną chwilę spędzała z nami. Skorzystaliśmy też z okazji jej obecności i odwiedziliśmy razem nasze ulubione miejsca (Crescent Island i Nakuru Park).

17-ge kwietnia oczywiście świętowaliśmy drugie urodziny Sary. Zaprosiliśmy kilkoro przyjaciół i mieliśmy dobrą zabawę. Dla Sary było wszystko czego potrzebowała do szczęścia tego dnia: ciasto ze świeczkami, dobra muzyka, inne dzieci z którymi się bawiła, dużo prezentów, no i piękna pogoda, która pozwoliła nam świętować w ogrodzie.

Później przyszedł czas na Święta Wielkanocne. We wszystkich wspólnotach L’Arche jest to czas szczególny, a przygotowywanie obchodów Wielkiego Tygodnia jest prawdziwym wydarzeniem. W Wielki Czwartek podczas Mszy mieliśmy ceremonię umywania nóg. A później, po raz pierwszy w tej wspólnocie – usiedliśmy razem do stołu aby świętować tak jak w tradycji żydowskiej. Wszystkim się podobało próbowanie nowych smaków, a także słuchanie objaśnień na temat symboliki poszczególnych potraw. W Wielki Piątek cała wspólnota uczestniczyła w Drodze Krzyżowej. W tym roku Parafia Katedralna w Nyahururu poprosiła L’Arche Kenya aby rozpocząć w domu Effatha. Tak też pierwsze trzy stacje były na terenie L’Arche Kenya, później tłum przeszedł powoli w kierunku katedry. W sobotni wieczór uczestniczyliśmy w Wigilii Paschalnej. Msza – tak jak w roku ubiegłym – odbyła się we Flora Farm.

kliknij na zdjęcie, aby zobaczyć galerię

W Niedzielę Wielkanocną pojechaliśmy do franciszkanów w Subukii, aby świętować ten dzień w polskim towarzystwie. Mieliśmy naprawdę piękny dzień. Dużo dobrego jedzenia, czas na spacer, odpoczynek, itd. Ale nasz plan nie ograniczył się do spędzenia jednego dnia w Subukii. Po pielgrzymce w marcu odkryliśmy, że wiele osób naprawdę miało tam dobry czas. Dowiedzieliśmy się też, że na terenie sanktuarium jest jeden duży, pusty dom (franciszkanie przeprowadzili się do nowego budynku we wrześniu ubiegłego roku). Więc skorzystaliśmy z okazji i zaprosiliśmy wszystkich mieszkańców L’Arche Kenya na wspólne wakacje.

I właśnie dzisiaj wróciliśmy ze Subukii. Wakację były wspaniałe. Po raz pierwszy mieliśmy okazję być bliżej ludzi ze wspólnoty. Przez te kilka dni mieszkaliśmy w jednym domu. Razem chodziliśmy na spacery, graliśmy w różne gry, gotowaliśmy, oglądaliśmy filmy i rano… spaliśmy baaardzo długo! Czas tych wakacji był też dość wyjątkowy dla Sary, bo mieszkaliśmy właściwie na farmie. Tak też, przynajmniej 2 razy dziennie Sara wychodziła na ‘obchód’ – sprawdzić jak się mają króliki, kury, krowy, owce, kozy i osiołki…

Wróciliśmy z naładowanymi akumulatorami, i jesteśmy gotowi wrócić do codziennych obowiązków.

Zapraszam do obejrzenia trzech nowych galerii zdjęć (wystarczy kliknąć na ikonki w tym wpisie)…

(EN) March – April 2011

Last few weeks were very busy for us. That’s why we had no time to write.

March did not start well, as we had another burglary in our house. This time all our electronic equipments were stolen. Unfortunately most of that were our ‘tools’ for work (Agnieszka’s laptop, my camera and camcorder etc.). Now we learn how to live in more simple way.

But despite of the bad start of the month, then it was getting just better and better…

click on a photo to see the gallery

On 26th March people of Marleen Project joined by all members of L’Arche Kenya went together for a pilgrimage to The National Shrine of Mary in Subukia. We were welcomed by Franciscans, who host the place. During the day, we focused on the Gospel of the Return of the Prodigal Son. Fr. Gabriele and Martha gave a conference about the parable. We divided into small groups and shared about the gospel reading. Due to the diversity in spoken languages and intellectual abilities, we chose to work in a way where everybody could participate equally. So we expressed our thoughts, feelings and experiences through painting. After the pilgrimage, we had such positive feedback that we are hoping to make such annual retreats a Marleen Crafts tradition.

click on a photo to see the gallery

A week ago Alina (our friend from L’Arche Trosly) has left. She was with us for almost 3 months. She lived in Effatha, but whenever she had some free time we were spending it together. We also took this chance then to visit some nice places like Crescent Island or Nakuru Park.

On 17th April we had a big celebration of 2nd birthday of Sara. We invited some friends, and we enjoyed this time. And there was everything for Sara to be happy – the cake with candles, good music, other children to play with, a lot of gifts, and beautiful weather so we could stay outdoors.

Then it was time of Easter. It is very special time in all L’Arche communities, and preparing the events during The Holy Week is very important. On Maundy Thursday during the Mass we had a ceremony of foot-washing, but then, for the first time we also sat around the table to eat the Passover Meal – just like in Jewish tradition. Everybody enjoyed trying the new tastes, and listening to the explanations about the symbolism of all dishes. On Good Friday all members of our community attended the Way of The Cross. This year the Cathedral Parish of Nyahururu requested L’Arche Kenya to start this ceremony at Effatha Home. So the first 3 stations were in the compound of Effatha, then the crowd moved towards the cathedral. On Saturday evening we attended the Easter Vigil. The Mass was, like previous year, at Flora Farm.

click on a photo to see the gallery

On Sunday, we joined the Franciscans in Subukia to celebrate Easter with our Polish friends. We had really nice day. Good food, time for walking, time to rest… But our plan wasn’t only to spend a day with them. After the pilgrimage in March we discovered that many people really enjoyed time in Subukia. Also we discovered that there is an empty house in the compound (the Franciscans moved to a new building last September). So, we invited all members of L’Arche Kenya to come with us for holidays.

And today we just returned from Subukia. The holidays were just perfect. It was the first time when we had a chance to be a bit closer to people of Effatha, as for these few days we actually lived together. We were going for a walks, playing games, cooking together, watching movies and sleeping long in the mornings! Sara also enjoyed this time. We were staying actually at the farm, so at least twice a day she had to go to visit rabbits, hens, cows, goats and donkeys…

Now we have more energy, and we are ready to go back to work.

Please, take a look at the photos in our 3 new galleries (just click on the icons in this post)…

(PL) W krainie herbaty

kliknij na zdjęcie, aby zobaczyć galerię

Kilka dni temu, kiedy Sara się obudziła zapytałem jej czy wszystko OK. Sara uśmiechnęła się pięknie i odpowiedziała: „Si”… No cóż, powoli przyzwyczajamy się do faktu, że Sara komunikuje się w 5 językach. Wiele razy przyłapaliśmy się na sytuacji, że muslieliśmy przeszukiwać słowniki, aby zrozumieć co nasza córka próbuje nam powiedzieć. Zanim wyjechaliśmy do Polski, Sara mówiła „tylko” w 4 językach, ale kiedy wróciliśmy Sara zaczęła spędzać całe dnie z Pietro i Jozue – synowie Chiary i Mauro – nowych wolontariuszy z Włoch, którzy przyjechali do Nyahururu na 3 lata. Tak więc mamy teraz w domu nowy słownik… 😉

Kiedy wróciliśmy z Europy cieszyliśmy się, że znowu możemy widzieć zieloną trawę. Gdybyśmy jednak wrócili dzisiaj, sytuacja byłaby nieco inna. Jest właśnie pora sucha, i nie mieliśmy deszczu od naszego powrotu. Trawa już wyschła całkowicie. Przynajmniej nie musimy używać kosiarki ;-). Jest też teraz wyjątowo upalnie. Temperatury przekraczają czasem +30 C. (Zazwyczaj w Nyahururu nie przekraczają +25 C). Najgorszym efektem tej suszy jest… kurz. Nie jest to zbyt uciążliwe w naszym domu, ale kiedy idziemy do naszych warsztatów, które są położone przy głównej drodze, to ilość kurzu jest niemal nie do zniesienia. Jeśli zostawię swój samochód przed budunkiem, to po 10 minutach będzie pokryty 1 mm warstwą kurzu.

Wszyscy w naszej wspólnocie mają się dobrze. Podobnie w warsztatach wszyscy są szczęśliwi. Projekt szybko się rozwija, i mamy nadzieję,że wkrótce będziemy mogli przyjąć więcej osób do pracy w warsztatach.

Przez długi czas myślałem nad ulepszeniem naszych warsztatów. I wpadłem na pomysł, że dobrze by było ‘produkować’ coś co jest specyficzne dla Kenii. Dość oczywistym produktem z Kenii jest kawa i herbata. Niestety w okolicy Nyahururu nie ma żadnych plantacji kawy lub herbaty, więc nie wiedziałem jak się zabrać do tego tematu.

Podczas naszej ostatniej wizyty w Europie, miałem przyjemność poznać kogoś, kto ma plantację herbaty w Kenii ( i aż trudno uwierzyć, że ten fakt wyszedł “tak na marginesie” podczas naszej rozmowy;-) ). To zabawne, że musiałem pojechać aż do Edinburgha w Szkocji, aby poznać Izabellę.

Dzięki temu spotkaniu w grudniu – w ostatni wtorek miałem okazję odwiedzić plantację i fabrykę herbaty w Sotik. Zorganizowaliśmy małą ekipę reprezentującą L’Arche Kenya i St.Martin. Wszystkim podobał się wyjazd. Izabella oprowadziła nas po fabryce i po plantacji. Wiele się nauczyliśmy o całym procesie produkcji herbaty. Po ‘zwiedzaniu’ Izabella zaprosiła nas na lunch do swojego domu. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że znaleźliśmy fabrykę herbaty, i teraz mamy możliwość zacząć kolejny warsztat, gdzie będziemy pakować herbatę (jak się dowiedzieliśmy, jest to jedyna część procesu, która może się odbywać poza fabryką). Jednak najbardziej się cieszymy z faktu, że nasza wspólnota ma nowego przyjaciela. Cieszymy się ze spotkania z Izabellą, i z niecierpliwością czekamy na kolejne spotkanie.

(EN) In the tea-land

click on a photo to see the gallery

Few days ago when Sara woke up, i asked her if she is OK. Sara with her beautiful smile replied: “Si”… Well, slowly we are getting used to the fact that she is using 5 languages to communicate. Many times we caught ourselves in a situation that we searched some dictionaries to find out what she is asking for. Before we went to Poland she spoke ‘only’ 4 languages, but now, since our return Sara spends all days with Pietro and Josue – the children of Chiara and Mauro – the new Italian volunteers  who will stay in Nyahururu for 3 years. So, we got a new dictionary 😉

When we arrived back from Europe we were happy to see again some green grass. Well, it wouldn’t be the case if we arrived today. It is dry season, and we had no rain since we came. All grass is dry now. Well, at least we don’t need to use lawnmower 😉 It is also unusually hot (for Nyahururu). The temperatures go above +30 C. (Normally  it is not more than +25 C here). And the worse effect of this dry time is… dust. It is not too disturbing at our home, but when we go to our workshops which are situated by the main road, it is almost unbearable. If i leave my car in front of the building it will be covered with a 1mm film of dust within 10 minutes.

Everyone at the community of L’Arche Kenya is doing well. Also in the workshops people are very happy. We are developing quickly, and hoping we might be able to welcome more core-members for the ‘day care’.

For a long time I thought that it would be good if in our workshops we could produce something what is specific to Kenya. But I never knew how to get contacts with the tea or coffee plantations. Nyahururu is not in the area where growing tea and coffee is very popular.

During our visit in Europe last December, I had a pleasure to have lunch with someone who happens to have a tea plantation in Kenya (and you won’t believe – but this fact came out as ‘by the way’ during our conversation). It’s funny I had to go all the way to Edinburgh to meet with Isabella.

And thanks to this meeting in December – last Tuesday we had a chance to go for a visit to the tea factory in Sotik. We organised a small team to represent L’Arche Kenya and St.Martin. We all enjoyed the trip. Isabella gave us a tour through the factory and the plantation. We learned a lot about the whole process of producing tea. After very interesting tour, we had a lunch at Isabella’s home. We are glad we found a tea factory from which we might be able to get some tea to be packed in our workshops (we learned that this is the only part of process which can be done outside the factory), but we are very happy we have a new friend of our community. It was great to meet Isabella, and we are looking forward to meet her again.

Rok drugi, pierwszy tydzień

kliknij na zdjęcie, aby zobaczyć galerię

Kilka tygodni temu musieliśmy grubo się ubrać, aby móc wyjść na zewnątrz. Później wsiedliśmy do samolotu i po kilku godzinach już tęskniliśmy za odrobiną chłodnego powietrza…Nie było łatwo rozstać się z rodziną i przyjaciółmi, ale jednocześnie byliśmy szczęśliwi, że jesteśmy znowu w domu. Zaraz po naszym przyjeździe usłyszeliśmy nienajlepsze wieści. Podczas naszej nieobecności było włamanie do naszego domu i niestety zniknęło dość dużo rzeczy. Początkowo nie przejmowaliśmy się tym zbytnio, ale wkrótce zaczęliśmy odkrywać ile rzeczy tak naprawdę nam brakuje. Ale cóż… Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało.

Pierwszego wieczoru po naszym powrocie odwiedziliśmy wspólnotę L’Arche – Effatha, gdzie razem z domownikami uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. W kolejne dni byliśmy też powitani w naszych warsztatach, a także we wspólnocie St.Martin. A po wszystkich ‘powitaniach’ trzeba było wrócić do pracy. Na początku nie bylo łatwo. Czyliśmy się trochę, jakbyśmy mieli wskoczyć do pędzącego pociągu. Po kilku dniach dostosowaliśmy się do tej prędkości, i teraz wszystko zdaje się być ‘po staremu’.

17go stycznia świętowaliśmy moje urodziny. Myślę, że nie ma potrzeby abym rozpisywał się na ten temat. Zamiast tego proponuję obejrzeć zdjęcia w galerii.

Second year, first week

click on a photo, to see the gallery

Few weeks ago we had to use a few coats to be able to go outside. Then we entered a plane, and few hours later we were all missing some cool air. It was very sad to leave friends and family in Poland, but at the same time, we are very glad to be back home. On our arrival we heard some bad news, that during our absence some people broke into our house and stole quite a lot of things. Initially we weren’t too upset about it, but now we started to realise how many things are actually missing. But anyway… We are happy nobody got hurt…

On first night after arrival we received a warm welcome in Effatha Home. Then we were also welcomed in the workshops, and in St.Martin. Back at work we felt a bit like if we were forced to jump into speeding train. Our first week at work was very busy, but now we have adjusted to this pace of work, and things seem to be back to normal.

On 17th January we celebrated my birthday. I believe that writing a long story about it is not necessary, instead I suggest you see the photo gallery. You will find there all photos of my ‘bath-day’ – for your viewing pleasure 😉

(PL) Boże Narodzenie

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

W tym roku spędziliśmy święta w Kuczynie. Sara cieszyła się ze spotkania z kuzynem Antkiem (i wyrywania mu zabawek), z faktu posiadania obu babć w jednym miejscu i  w ogóle ze świętowania z rodziną. Niestety większość z nas chorowała w czasie Świąt-nie mogliśmy więc cieszyć się rodzinnymi spacerami i  harcami na śniegu. Ale poza tą niedogodnością Święta minęły tak jak powinny: dużo jedzenia, nic-nie-robienia i  radości z bycia razem. Otwieranie prezentów było czasem szczególnym zwłaszcza dla dzieci, które nie potrafiły ukryć swojego podekscytowania na widok prezentów i to nie tylko swoich. Ubieranie choinki też było nie lada wydarzeniem, ale prawdę mówiąc rozbieranie jej po trochu było dla Sary i Antka bardziej atrakcyjne. Po kilku dniach choinka była udekorowana tylko na górze – tam gdzie nie sięgneły ich małe rączki. Chwilę później już trzeba było powitać Nowy Rok. Sylwestra świętowaliśmy z wrocławską wspólnotą. Sara wytrwała z nami do pierwszej w nocy i powitała Nowy rok toastem ze swojej butelki i wypaliła też swojego zimnego ognia wpatrzona w niego z zachwytem. Nie bała się nawet fajerwerków, które było bardzo głośno słychać nawet w domu. Nowy Rok znów spędziliśmy w podróży do Rabki gdzie ja z Sarą zatrzymałyśmy się na kilka dobrych dni. W tym czasie Dominik i Janek pojechali do Krakowa i odwiedzali codziennie warsztaty w Śledziejowicach gdzie tradycyjnie oprócz pracy była prezentacja o naszej misji w Kenii a nawet prawdziwie kenijski posiłek, który co odważniejsi jedli tak jak przystało: rękoma. My z Sarą z kolei korzystałyśmy z dobrej pogody i pojeździłyśmy troche na sankach a w międzyczasie bawiłyśmy się nowymi prezentami Sary. Nie trwało to jednak długo, kilka dni później siedzieliśmy już wszyscy z samolocie wracając do naszego domu w Kenii.

(EN) Christmas holiday

click on a photo to see the gallery

This year we spent Christmas in Kuczyna. Sara was happy to see again her cousin Antek (and fight with him over toys), have two grandmas together in one place and enjoy the time with the whole family. Apart of the fact that most people were ill over Christmas and we spent entire time inside the house, everything went very well and felt special as it should be at this time. Opening presents was a very unique experience especially for Sara and Antek , who couldn’t hide their excitement. Decorating Xmas tree was special as well, but taking decoration off the tree was even more interesting, so two days after Xmas Eve the tree was decorated only on the top layers which couldn’t be reached by little ones. In no time it was already time for welcoming a New Year. New Year Eve we celebrated together with L’Arche Wroclaw. Sara stayed with us till 1am as her routine is completely destroyed at the moment and she seems to go to bed later and later. She wasn’t afraid of fireworks, which was actually quite impressive as there were very laud and she shared the drink with everybody with laud ‘cheers’. The day after we were already on our way to Rabka, where I stayed with Sara for a few days while Dominik and Janet worked in workshop of L’Arche Sledziejowice. Apart from working and gaining experience they shared about our mission in Kenya and prepared Kenyan meal which was eaten without using cuttlery as it would be traditionally in Kenya. Staying in Rabka was very relaxing, the weather was great, so Sara spent some time sledging and enjoying playing with toys she received during Xmas, but a few days after we were already on the way –this time home: to Nyahururu.

(PL) Biegając po Wrocławiu i Krakowie

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Podczas naszego pobytu we Wrocławiu Dominik i Janet spędzili mnóstwo czasu na warsztatach ‘ Muminki’ gdzie pracując w różnych pracowniach uczyli się jak powstaje papier czerpany, na czym polega technika ‘decoupage’  i podglądnęli trochę pomysłów na zajęcia warsztatowe w Kenii. Natomiast ja i Sara spędziłyśmy czas w domu z Jackiem – Ojcem Chrzestnym Sary, który bardzo się o nią troszczył i przemawiał do niej kiedy tylko była ku temu okazja. (więcej o Chrzestnym naszej córki można znaleźć na stronie internetowej L’Arche Wrocław: www.larche.org.pl)

Najbardziej wzruszające były momenty w kaplicy, gdy podczas modlitw wspólnoty Jacek modlił się za swoją chrześnicę i za całą naszą rodzinę. Sara ma naprawdę szczęście, że ma takiego Chrzestnego i że jej drugim domem jest L’Arche, bo wszyscy członkowie wspólnoty chcę się z nią bawić.

Pewnego dnia Ania (ta z Etiopii, którą poznaliśmy w Nyahururu) i Janet ugotowały dla wszystkich posiłek Kenijski z produktów które ze sobą przywieźliśmy. Ugali, kapucha i kurczak okazały się dobrym wyborem – wszytko smakowało!

Mieliśmy też szczęście, że Alice (Francuska, nasza znajoma z St.Martin) zdołała do nas dotrzeć tej zimy. Fakt, że przyleciała i wyjechała z Polski jeszcze przed świętami bez większych kłopotów było niemal cudem, bo informacje o zamkniętych lotniskach były na topie przez ponad tydzień. Ona też razem z Przemkiem (asystentem we Wrocławiu, który był w L’Arche we Francji) ugotowała francuski posiłek dla wspólnoty. Tak jak w pozostałych wspólnotach nie obyło się bez dnia w którym dzieliliśmy się naszymi doświadczeniami z Kenii. Dobrze się złożyło, że tym razem Janet, Ania i Alice mogły być z nami. (więcej o naszej prezentacji można znaleźć na stronie internetowej L’Arche Wrocław) Dzień później już podróżowaliśmy do Krakowa zatrzymując się po drodze u rodziców Ani na uroczystym obiedzie. Był to też czas na kolejne wspomnienia wspólnych chwil w Kenii. W Krakowie zatrzymaliśmy się u mojej siostry Bogusi. W tym czasie większość z nas kaszlała lub przynajmniej miała ból gardła, ale ludzie nastawieni na zwiedzanie prosto po wizycie u lekarza wyruszyli na miasto. Udało im się zobaczyć miasto w świetle dnia i po zmroku, odwiedzić kopalnię soli w Wieliczce, a nawet pojechać do Oświęcimia. Wszystko to było możliwe dzięki naszemu przyjacielowi Pawłowi, który przejął rolę przewodnika po mieście, które zna jak własna kieszeń – bardzo nam to pomogło, bo chorując sami nie bylibyśmy najlepszymi przewodnikami.

(EN) Busy in Wrocław and in Cracow

click on a photo to see the gallery

During our stay in L’Arche Wrocław, Dominik and Janet spend most of the time in workshop ‘Muminki’ where they joined different workshops and learnt how to make paper, what is ‘decoupage’  and got other ideas which can be used in our workshop in Kenya. Sara and I spent that time home with Jacek – Sara’s God Father who hold her so tenderly and talk to her whenever he got a chance. The most moving were times in the chapel when he prayed for her and for our family during community prayer time. Sara is really very lucky that she has so good and prayerful God Father and that L’Arche is her second home as all community members really care for her and want to play with her (including Maja- a community cat). One day Ania (the one from Ethiopia who joined us in Kenya for some time) and Janet cooked a Kenyan meal for everybody. Ugali (this year taken from Kenya) cabbage and chicken was a good choice – everybody loved it!

We were lucky that Alice (French lady we lived with in Kenya for almost a year) could visit us in Poland. With all the news about closed airports her arrival and departure almost on time was a kind of miracle. We spent few days together in Wrocław where she managed to cook together with Przemek (Polish assistant who used to be in L’Arche in France) French meal for the community. And as in other L’arche Communities we had an evening when we shared our experience – it was good that Ania, Janet and Alice could be there as well. The day after we traveled together to Kraków. On our way we have stopped in Ania’s place for dinner where we all had a good time talking about our friends from Nyahururu and our time together there. In Kraków we stayed in my sisters place. Almost all of us had a cold or cough at that stage, but still the most adventurous people apart from visiting a doctor, visited Kraków (during the day as well as by night) , Aushwitz  and salt mine in Wieliczka. All this was possible because of our friend Paweł who knows Kraków well and who took the job of the host during those days when we were sick and couldn’t organize time for our guests.

(PL) Weekendowy wypad do Wielkiej Brytanii

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Tylko trzy pełne dni, ale udało się dotrzeć do tych miejsc i ludzi z którymi chcieliśmy się spotkać. W międzyczasie Dominik wyskoczył do Szkocji na dwa dni gdzie miał okazję spotkać się z ludźmi, którzy zajmują się zbieraniem pieniędzy dla Arki w Kenii. Było to bardzo ważne aby spotkać się szczególnie z Jane Salmonson, która jest dla nas wielkim wsparciem, a nieczęsto mamy okazję aby spotkać się osobiście. Natomiast  ja i Sara pozostałyśmy w Brecon. Większość czasu spędziliśmy w Glasfryn, gdzie Sara bawiła się ze znanymi i nieznaznymi jej ciociami i wujkami i u Ani i Rova – naszych starych przyjaciół gdzie Sara bawiła się z jej rówieśnikiem Nathanem w wyrywanie sobie zabawek a ja mogłam posłuchać o zmianach w miasteczku i we wspólnocie. Gdy Dominik wrócił do Brecon udało nam sie również odwiedzić nowe warsztaty i biuro Arki a nawet wyskoczyć do Newport na zakupy sprzetu i materiałów do warsztatów rzemiosła artystycznego i wyrobu świec, które musieliśmy przesłać do Polski w paczce, bo nie mieściły się naszym podręcznym bagażu. Największą radość sprawiło nam spotkanie z naszymi przyjaciółmi w Brecon. Niektórych spotkaliśmy w domu Arki, innych w kościele, jeszcze innych w pabie. Niektórzy z nich (byli asystenci) przyjechali specjalnie do Brecon by się z nami spotkać, inni przyszli do kościoła na nabożeństwo ekumenicznej grupy ‘Time Out’ której nadal czujemy sie częścią a jeszcze inni przyszli posłuchać naszej prezentacji o L’Arche Kenya i naszej misji w Afryce. Znowu tak się rozgadaliśmy w czasie tego spotkania, że trudno było skończyć o przyzwoitej godzinie. Dlatego też nastepnego ranka mieliśmy kłopoty by wcześnie wstać, dojechać na czas na lotnisko i przylecieć do Wrocławia w samą porę na kenijski obiad przygotowany przez Janet i Anię… ale to już inna historia, o której opowiemy w naszym następnym poście.

(EN) Weekend in the UK

click on a photo to see the gallery

Only three full days, but filled with travelling, activities and meetings. Dominik went to Scotland for two days, where he met with all key people who help us with raising funds for L’Arche Kenya. It was good to meet with Jane, who gives us great support, but we rarely have occasions to meet in person. Also he met with people of ‘David Gemmel Living Memorial Fund’. Time in Edinburgh was very fruitful. It’s priceless to meet people who support you, and be able to share our experience. He also had a chance to speak in Edinburgh Cathedral during 6 o’clock Mass. As he said, he wasn’t pleased with a speech he gave as he is not best in ‘public performances’, still it was very good opportunity to raise some awareness about L’Arche. Meanwhile Sara and I stayed in Brecon. We spent most of time in Glasfryn where Sara could meet and play with all her uncles and aunties and in Ania & Rov’s place (our good friends) where Sara could play with Nathan and I could catch up with news. When Dominik joined us back in Brecon we have managed to visit L’Arche new workshop and the office and even buy some tools and equipment for craft and candle workshop, which we needed to send to Poland by post as there was not enough space for it in our luggage. It was so nice to see so many familiar faces in the house, church and the pub as some ex-assistants came to visit the community hoping to meet us and lots of friends came for ‘Time Out’ Church Service or/and the community gathering during which we gave the presentation about L’Arche Kenya and our Mission there. Again it was so much to say that the evening took longer than we expected. That is why it was so difficult to get up early the following morning and drive to the airport to be back in Wrocław for a Kenyan meal prepared by Janet and Ania… but it’s another story we will tell more about in our next post.

(PL) Nasz pierwszy tydzień w Polsce

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Ponieważ nasz lot z Nairobi był opóźniony, musieliśmy spędzić na lotnisku dziewięć godzin, które wydawały się najdłuższymi godzinami w moim życiu. Sara była tak podekscytowana, że pierwsze siedem godzin spędziła w nieustannym ruchu biegając po lotnisku i bawiąc się bez przerwy. Na szczęście potem padła i reszta podróży była spokojniejsza. Sara spała w samolocie, a w czasie przesiadki w Amsterdamie chodziła po udekorowanym lotnisku z rozdziabiona buzią powtarzając angielskie słówko ‘nice’ (=ładnie)przy każdej choince. Podczas lotu do Warszawy też spała i rozbudzona powitała polskie mrozy, ale i tak zniosła je lepiej niż Janet, która przeżyła bardzo 30to stopniową różnicę temperatur pomiędzy Kenią, a Polską. Rozgrzało nas jednak szybko ciepłe powitanie w Warszawie. Następnego dnia uczestniczyliśmy w rekolekcjach adwentowych zorganizowanych przez ‘Chatę z pomysłami’ – jeden z zaprzyjaźnionych projektów warszawskiej wspólnoty L’Arche. I po południu podzieliliśmy się z uczestnikami rekolekcji naszym doświadczeniem życia w Kenii i naszej pracy we wspólnocie. Dzień był bardzo udany zwłaszcza, że mogliśmy spotkać dawnych znajomych i inne osoby którym bliskie są wspólnoty L’Arche. Następnego dnia już podróżowaliśmy do Swarzędza, gdzie na dwie noce zatrzymalismy sie u Księdza Olka –naszego znajomego, który udzielał nam ślubu i ochrzcił Sarę. Był to dla nas czas relaksu mimo, że był to też czas pracowity, bo nie dość, że udzieliliśmy wywiadu do lokalnej telewizji to jeszcze ‘skoczyliśmy’ do Poznania, gdzie odwiedziliśmy warsztaty i dom L’Arche na Żytniej, gdzie w czasie wieczornej modlitwy wspólnotowej przedstawiliśmy naszą prezentację o naszym życiu i misji w Kenii.Znowu okazało się, że prezentacja zajęła więcej czasu niż planowaliśmy, bo dużo jest do opowiadania, a pytania się nie kończą. Kolejny dzień to znów podróż. Tym razem na raty, bo po drodze do Wrocławia zatrzymalismy się u rodziców Dominika na obiedzie i przyjęciu urodzinowym Antka – kuzyna Sary. Sara nie mogła wyjść z podziwu widząc pokój Antka i jego zabawki, a my nie potrafiliśmy oderwać się od domowego polskiego jedzenia. Wieczorem przybyliśmy do Wrocławia, gdzie spędziliśmy trzy dni zanim polecieliśmy do Wielkiej Brytanii. Sara zastała serdecznie powitana szczególnie przez Jacka – swego Ojca Chrzestnego – i tak zafascynowana powrotem do tej wspólnoty, że poszła spać dopiero po północy… i podobnie w kolejne wieczory (cała rutyna snu jej się poprzestawiała)

(EN) First week in Poland

click on a photo to see the gallery

Our flight from Nairobi was delayed, so we had to wait nine hours at the airport. It was the longer nine hours in my life as Sara was so excited that she couldn’t stop running and playing for the first 7 hours, but later our journey was ok. Sara slept on the plane; enjoyed Christmas decoration in Amsterdam where she was walking and repeating a word: ‘nice’ every time she saw something interesting (which was continuously) and slept again on the plane to Warsaw. The temperature in Warsaw hit us all, but for Janet the experience was almost traumatic as the difference between Kenya and Poland was about 30⁰C. But because of the very warm welcome we felt home straight away. The next day we joined one of the projects of L’Arche Warsaw called: ‘Chata z pomysłami’ for their Advent Reflection Day and in the afternoon we showed our presentation about L’Arche Kenya and our Mission there. The whole Day was a big success and we were pleased to meet our old friends (Bartek and Baśka Pestka) and so many people who have L’Arche in their heart. The following day we left Warsaw and travelled to Swarzędz where we stayed in Father Alexander’s place for two nights. Father is our good friend as well (he blessed our wedding and baptised Sara) and we really managed to rest  in between of our interview with the local TV and  our next presentation for L’Arche Poznań as Swarzędz is very close to that community. We managed to visit L’Arche Poznań workshop and one of the houses for supper. Again the presentation took more time than expected as there is always so much to say and so many questions to answer. Following day we spent in the car again travelling to Wrocław as we stopped for a dinner and birthday celebration of Antek –Sara’s cousin in Dominik parents’ place. Sara had a very good time in Antek’s play room and we all ate more than we should. In the evening we arrived in L’Arche Wrocław house where we stayed for 3 days before our travel to the UK. Sara was warmly welcomed especially by Jacek – her God Father – and was so happy that didn’t go to bed before midnight, which was the beginning of her new routine since then.

Listopad – miesiąc świętowania

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Listopad jest miesiącem imprez. Świętowanie rozpoczęło się 7go w czasie obchodów Dnia Domu Effatha, a już tydzień później był Dzień Św. Marcina patrona St. Martin CSA. Celem obchodów Dnia Domu Effatha jest podniesienie na duchu rodziców osób z niepełnosprawnością. W tym dniu mogli się razem spotkać, zobaczyć jak życie we wspólnocie w atmosferze miłości sprawia, że osoby z niepełnosprawnościa umysłową rozwijają się i stają się gospodarzami domu i gospodarzami imprezy. Wydarzenie to jest incjatywą podjętą przez Arkę i projekt pomocy osobom niepełnosprawnym działającym w ramach wspólnoty St. Martin jako część obchodów Międzynarodowego Dnia Osób Niepełnosprawnych. Dzień ten obchodzony jest tradycyjnie w grudniu, ale jego obchody zostały przeniesione na miesiąc wcześniej, bo grudzień tutaj jest miesiącem wakacyjnym. W tym roku świętowanie było szczególne, bo uświetniła je wizyta słynnej włoskiej tancerki i malarki. Simona jest artystką posługująca się tylko nogami,bo urodziła się bez rąk. Więcej o niej można znaleźć na jej stronie internetowej:  http://www.simonarte.com . Oprócz talentu Simona ma niesamowią osobowość. Potrafi zjednać sobie ludzi i dzielić się doświadczeniem swego życia przekazując prostą, ale często zapomniana przez nas prawdę: wszystko jest możliwe dzięki miłości. Simona zatrzymała się w Kenii na tydzień. Występowała w więzieniu, na universytetach, gdzie spotykała się z niepełnosprawnymi studentami dodajac im otuchy. Jednego z wieczorów obchodziła w Effacie dziesiątą rocznicę przyjaźni ze swoim chłopakiem – był to szczególny wieczór dla nich i dla wspólnoty. Swój ostatni w Kenii występ dała w czasie obchodów Dnia Św. Marcina. Znów jej dzielenie było wzruszające i stało się ważną częścią tegorocznego świętowania wspólnoty.

Podczas obu imprez Marleen Project i warsztaty Arki, które są częścią tego projektu sprzedawały swoje wyroby. Znów główny nacisk był położony na reklamę tych produktów, ale przy okazji warsztaty zrobiły niezły biznes. Poza tym warsztat wyrobu świeczek był poproszony o zrobienie 500 małych świeczek, które były rozdawane w ramach błogosławieństwa pod koniec modlitwy prowadzonej przez osoby z niepełnosprawnością mieszkające w Arce i pracowników St.Martin. W czasie imprezy w ramach solidarności z innymi organizacjami o podobnej działalności uczestnicy mieli szansę wesprzeć finansowo projekt, który nie jest projektem St.Martin. W tym roku pieniądze przeznaczone były na wsparcie Arki w Ugandzie na zakup nowego minibusa.

November- a month of celebrations

click on a photo to see the gallery

November is a month of celebrations. On 7th November we have celebrated Effatha Day and one week after St. Martin Day. The aim of Effatha Day is to encourage parents of children with disability. They can meet each other, they can see Effatha and witness how community life in atmosphere of love contributes to discovering gifs of people with intellectual disability who feel home here and welcome them as hosts of the event. This initiative is a joint effort of L’Arche Community and a Community Programme for people with disability run by St.Martin CSA. As December is a time of holiday here in Kenya this even moved forward is a part of celebrating International Day for People with Disability. This year the celebration was special because of a special guest: Simona. Simona is an Italian dancer and painter. Performed by her art is unique as she is disable (has no arms) so she uses only her feet to do it. To learn more about her and see a clip, visit the website: http://www.simonarte.com . Simona has an extraordinary personality as well and has a gift of encouraging people just by sharing her experience and passing the simple, but often forgotten message: with love everything is possible. Simona stayed in Kenya for one week. Performed in prisons and universities where she met and encouraged disabled students. She celebrated 10th anniversary of her and her boyfriend being together in Effatha house –it was a very special evening for them and for us. As her last performance she danced again during St. Martin Day. Again her sharing was very moving and contributing a lot to the way people celebrated St. Martin Day this year!

During both events Marleen Project and workshops of L’Arche Kenya as a part of it were selling their products. Again the purpose of displaying the products was building awareness, but still business part of the initiative didn’t go bad. Apart of it candle workshop was asked to prepare 500 small candles which were distributed by L’Arche Core Members as a part of blessing at the end of the prayer time led by Core Members supported by St.Martin staff. During the event people had a chance to contribute to supporting one of the projects not connected with St. Martin as a sign of solidarity. This year money went to support L’Arche Uganda in buying a new minibus.

Weekendowe Wyprawy

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

1go listopada po Mszy w Effacie niestety nie mogliśmy odwiedzić żadnego cmentarza, bo większość ludzi chowa zmarłych na terenie swojego ogrodu. Postanowiliśmy więc pojechać do Subukii i spędzić ten dzień z Polskimi Franciszkanami przy okazji sprawdzić postępy w rozbudowie Sanktuarium. Ostatnim razem odwiedziliśmy to miejsce z naszymi rodzinami. Wtedy to Ojciec Kazimierz otrzymał od nich gobelin wykonany przez polską artystkę Zofię Zuchowicz. Teraz Franciszkanie przenieśli się już do nowego domu i gobelin wisi w ich nowej klasztornej kaplicy i prezentuje się tam naprawdę nieźle! Wogóle miejsce bardzo się zmieniło. Jest już nowa droga, co prawda jeszcze nie utwardzona, ale już tłumnie używana przez pielgrzymów, która prowadzi do źródełka i kaplicy, która obecnie jest w budowie. Ukończona jest natomiast kaplica światła wykonana przez artystę-agnostyka, która jest wybudowana dokładnie na równiku, który przechodzi przez teren Sanktuarium. Miejsce na fundamenty przyszłej Bazyliki też już jest wyznaczone… tak więc wiele zobaczyliśmy, odwiedziliśmy Franciszkanów i zjedliśmy z nimi polską czekoladę, ale i tak brakowało nam atmosfery Wszystkich Świętych jaka jest w Polsce: cmentrze wypełnione światłem i atmosfera zadumy, spotkakia rodzinne i rozmowy o tych których nie ma już z nami. Niestety nasze święta były daleko od tego nastroju do którego naprawdę tęskniliśmy.Ale nie wszystko z tych dawnych czasów jest stracone. Nadal czujemy się częścią partnerstwa miast między Molo w Kenii i Brecon w Wielkiej Brytanii i bardzo ucieszyło nas spotkanie z tą grupą w Parku Nakuru na oglądanie flamingów i lwów i przy tej okazji wymianie wiadomości i plotek. Podczas tego spotkania dowiedzieliśmy się od Rachel, że grupa kobiet o nazwie ’The Karibu Group’ zajmuje się produkcją bużuterii, której kupnem może być zainteresowany sklep prowadzony przez Marleen Project w Nyahururu, którego menagerem jest teraz Dominik.

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Niespodziwanie wczoraj spotkaliśmy w Kenana Farm w Njoro na jednym z kiermaszy dwie kobiety z tej grupy sprzedające biżuterię, przypomnieliśmy się więc i zakupiliśmy dość sporo produktów  do ‘testowania rynku’ i mamy nadzieję, że jest to początek długoterminowej współpracy między tymi projektami. Ten kiermasz okazał się wielkim sukcesem nie tylko dlatego, że nawiązaliśmy tą współpracę i sprzedaliśmy dość sporo naszych wyrobów (głównie skórzanych) ale dlatego że Monicah i Mutahi – dwie osoby niepełnosprawne pracyjące w warsztatach Arki w pracowni wyrobu świeczek i piekarni miały okazję się przekonać, że mają odbiorców na wykonane przez siebie wyroby. Patrzenia na ich radość było niesamowitym przeżyciem a cieszyli się nie tylko gdy mieli kupców, ale również gdy ktoś zachwycał się ich świeczkami lub ciastkami. Sara też nieźle się bawiła z innymi białymi dziećmi, więc teraz już wie, że nie jest jedyną dziewczynką na świecie o innym kolorze skóry niż jej koleżanki. Ale tak naprawdę najbardziej ucieszyło ją spotkanie z olbrzymimi przyjaznymi psami. Dotychczas widziała tylko błąkające się bezdomne psy do których nie mogła się zbliżyć, a tu mogła nie tylko podejść bliżej , ale nawet je pogłaskać.

weekends’ trips

click on a photo to see the gallery

On 1st November after the Mass in Effatha chapel as there is no cemeteries to visit (as most of people burry their loved ones in their shamba: garden near the house), we decided to go to Subukia and share this day with Polish Franciscans and to see the progress on the builing of the sanctuary. Last time we have visited this place with our families and we have given Father Kazimierz the tapestry with St.Francis made by polish artist Zofia Zuchowicz. This time we have seen that Franciscans have moved to the new building and the tapestry hangs on the wall of new monastery’s chapel. The place is really beautiful now with the new road (not quite finished, but already used by pilgrims) leading to the spring where the builders are still working on a new chapel. We have seen the finished ‘chapel of light’ build by the artist just on the Equator which passes though the territory of a sanctuary and the place ready for putting fundaments under the huge basilica… so we had beautiful day visiting Sanctuary and Franciscans living there, but we missed the atmosphere of All Saints Day from Poland where the cemeteries are full of light and everybody are in the mood of reflection, families meet and remember their members who are no longer with them.  Nothing here was even close to this ‘home feeling’, we were homesick. But not everything from the ‘old time’ is lost. We still feel a part of Brecon-Molo link and it was good to meet some people during one of the weekend last month to see flamingos and lions in Nakuru Park and have a chance to update each other on progress in our projects. We have found from Rachel that the Karibu group from Molo is producing jewellery products which might be interested for Marleen Project shop in Nyahururu managed currently by Dominik.

click on a photo to see the gallery

Strangely enough yesterday during one of the Craft Fairs in Kenana Farm in Njoro we have met two members of this group selling their products and Marleen bought quite a number of sample products for market testing, so hopefully this might be the beginning of a long-term co-operation between those two projects. This Fair was successful not only because this ‘business arrangement’ and very successful sale of Marleen products (mostly leather ones), but most of all it was important for Monicah and Mutahi – two Core Members representing L’Arche Candle and Bakery  workshops, who could see how successful were products they have made. It was amazing to see their joy each time someone was looking and admiring candles or biscuits, not to mention the time when customers actually bought them. Sara had a good time as well. She have met and played with some white children, so she knows that she is not the only child in the world whose skin is different. But her attention was caught mostly by big friendly dogs as the dogs she has seen so far were only wild ones which she couldn’t stroke and hug.

Październik 2010

Aż trudno uwierzyć, że do naszych wakacji w Europie pozostały już tylko 4 tygodnie. Myślami już jesteśmy w Polsce, ale zanim wyjedziemy jest jeszcze dużo do zrobienia tutaj w Kenii. W przyszłym tygodniu będziemy świętować pierwszą rocznicę oficjalnego otwarcia domu Effatha. Natomiast za dwa tygodnie odbędzie się świętowanie dnia St.Martin.

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

W ostatnich kilku tygodniach również się nie nudziliśmy. 24 października świętowaliśmy urodziny Agnieszki. Mógłbym spróbować opisać to wydarzenie, ale jeśli chcecie naprawdę poczuć jaka była atmosfera na imprezie polecam obejrzeć zdjęcia. Na pewno można było znaleźć wszystkie aspekty dobrego świętowania. Było dużo dobrego jedzenia, ciasto urodzinowe, piwo, dożo muzyki i tańca, no i nie mogło zabraknąć kenijskiego akcentu – polewania wodą. Wszystkie osoby z arki miały szansę aby polać Agnieszkę. Ta część świętowania wszystkim podobała się najbardziej (no może Agnieszka nie była najbardziej zadowolona).

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

W ostatnią sobotę pojechaliśmy ze wszystkimi ludźmi z St.Martin i z Arki na wyjazd integracyjny. Można było wybrać spośród kilku miejsc gdzie chciało się spędzić ten czas. Część ludzi pojechała wspinać się na górę Longonot, niektórzy woleli odpocząć w jednym z domów wypoczynkowych, gdzie można było popływać w basenie, jeździć konno, czy wybrać się na krótki rejs łodzią. Ja z większością ludzi z Arki wybrałem się na spacer po wyspie Crescent. Wszystkim się podobała ta wyprawa, co można zobaczyć na zdjęciach w galerii. Po spacerze wybraliśmy się na lunch, po czym zapakowaliśmy się do autokaru aby wrócić do Nyahururu.

No i jeszcze jedno – podczas tygodnia też się nie nudzimy. Mamy dużo pracy w warsztatach. Głównie jest to związane ze zbliżającymi się wydarzeniami w arce i St.Martin, ale też już myślimy o świętach Bożego Narodzenia. Rozpoczęliśmy też nowy projekt – piekarnię, i szybko się okazało, że zapotrzebowanie na ciasta i ciastka jest tak duże, iż nie nadążamy z produkcją.

Dominik

October 2010

I can’t believe that it’s only 4 weeks until we go back for our Holidays to Europe. Our minds are already there, but there is still a lot to do before we go. Next week we have all day celebrations to remember one year since L’Arche Kenya – Effatha Home was opened. Then in two weeks we will celebrate St.Martin’s day.

click on a photo to see the gallery

Also our past few weeks were far from quiet. On 24th October we celebrated Agnieszka’s birthday. I could try to write about the event, but you will get better idea of what it was like it you will take a look at the photos. But for sure you could find all aspects of a good party… We had good food, a cake, some beer, lots of music and dancing, and a Kenyan accent – washing of the person who is celebrating birthday… All core members of L’Arche Kenya had their turn to pour some water on Agnieszka. Everybody enjoyed this part the most (Well, maybe Agnieszka wasn’t very pleased)…

click on a photo to see the gallery

Then, last Saturday all people who work in St.Martin and L’Arche Kenya went for the whole day for staff outing. There were a few places to choose from. Some people went to climb Mount Longonot, some went to relax in one of the lodges, where they could go swimming, horse riding or take a ride on a boat. I went with most people from L’Arche and Marleen Project to walk on Crescent Island. Everybody enjoyed the walk, as you can see on the photos in the gallery. After the walk we all went for lunch, and then came back to Nyahururu.

And finally – in the week time we also don’t get bored. Now our workshops are very busy with the preparations for the upcoming events, but also with preparing items for Christmas. Also we have started a new activity – the Bakery Workshop, which turned to be very successful, and we can’t meet the demand for the biscuits and cakes.

Dominik

(PL) ‘Pracowity czas’

kliknij tutaj, aby zobaczyć galerię zdjęć

Dzisiaj zdałam sobie sprawę, że poza obowiązkami przypisanymi do naszych ról, jesteśmy zaangażowani w wiele innych zadań. Dominik dzieli się swoją wiedzą o komputerach i fotografii co w praktyce oznacza niemal drugi etat – szczególnie jeśli akurat siadły komputery w biurach lub nagle potrzeba sporo naprawdę dobrych zdjęć do nowo drukowanej książki lub kalendarza. Albo gdy ja poproszę go o zrobienie grafiku dyżurów dla Arki, do którego potrzebne są zdjęcia każdego z domowników i każdego z obowiązków tak aby grafik mógł być zrozumiały, dla tych którzy nie potrafią czytać. Na szczęście Dominik lubi się bawić w takie rzyczy; jedynie brak czasu zmusza go czasem do odmowy.

W związku z ostatnią zmianą asystentów i rozpoczęciem ‘nowej ery’w warsztatach (pierwsze poważne zamówienie na 250 kartek świątecznych i rozpoczęcie produkcji świec zapachowych i świec z wosku pszczelego) oboje znów jesteśmy zaangażowani w pracę z asystentami i osobami w pracowniach.. dokładnie tak samo jak to było gdy zaczynaliśmy poprzednią ‘nową erę’ i przenosiliśmy warsztaty do Boston House.

Ostatnio byłam zaangażowana w pracę różnych podgrup zarządu Arki, które od kilku miesięcy zaczeły się spotykać regularnie i pracować nad strukturą wspólnoty i zatrudnienia/wolontariatu, która jest połączeniem struktur wypracowanych już przez St. Martin i przez Arkę. Ja osobiście lubię ten rodzaj pracy i dzięki pomocy Zoe z Brecon (z Arki w Wielkiej Brytani) nasza praca posuwa się dość szybko. Ale mówiąć szczerze często przynosi mi też wiele frustracji ponieważ rozwiązania wypracowane w St.Martin czasami różnią się znacznie od tych wypracowanych w Arce i musimy iść na kompromis, który moim zdaniem często nie jest dostatecznie dobrym rozwiązaniem. Z drugiej strony wiele uczę się o innym podejściu do dyskutowanych przez nas problemów, sposobów komunikacji i szukania rozwiązań. W końcu respektowanie różnych opinii i różnych sposobów zespołowej pracy jest częścią tego czego się chcę tutaj nauczyć i częścią wcale nie tak łatwego procesu, który w Arce nazywamy: inkulturacją. Cieszę się, że teraz nie tylko mogę o tym poopowiadać, ale jestem tego częścią. Czasem jest to nawet bolesne doświadczenie, ale zdecydowanie przynoszące owoce.

kliknij tutaj, aby zobaczyć galerię zdjęć

Poza tym, jako członek grupy Betania, byłam zaangażowana w przygotowanie Dnia Wolontariusza – dnia w którym członkowie grupy głoszą kazania w lokalnych kościołach podczas niedzielnej Mszy. Kazania te są naprawdę bardzo dobrze przygotowane i głęboki sens Ewangelii jest przedstawiony w bardzo przystępny sposób. Obrazy ilustrujące Ewangelię i niewielka broszurka przygotowana specjalnie na tę okazję pozwalają na głębsze zrozumienie przesłania przez woluntariuszy i na późniejszy powrót do tego tematu gdy będą znów szukać inspiracji. Jestem naprawdę pod wrażeniem głębokości przesłania i sposobu przeprowadzenie procesu, którego końcowym etapem jest to kazanie. Przejście przez ten proces było dla mnie bardzo budującym duchowo doświadczeniem. Pojechanie całą rodziną do Kinamby, nawet jeśli prezentacja była w kikuyu i kiswahili, byłoby wspaniałym zakończenie tego procesu, ale niestety trochę się pochorowałam i nie mogłam pojechać. Na szczęście Dominik reprezentował tam naszą rodzinę i tradycyjnie zrobił trochę zdjęć dokumentujących to wydarzenie.

(EN) ‘Busy time’

click here to see the gallery

Today I have realised that Dominik and I are engaged in many tasks that are not connected directly with our main roles. Dominik shares his knowledge about computers and photography which in practice can become almost a full-time job; when there is a major problem with PR computers or good pictures are needed for a new book or calendar or basically my request of a nice ‘Effatha timetable’ which gives clarity to all community members about sharing the responsibility in the house – all done in pictures to make it accessible and understood by core-members. Good thing is that Dominik really likes this kind of service; only lack of time stops him sometimes for undertaking all those kind of requests.

Due to recent change of some assistants and ‘new era’ in Crafts (first big order of 250 Christmas cards) and Candle Workshop (starting testing and improving scented candles) we both are much more involved in working with core-members and assistants in those workshops… exactly as it was at the very beginning when the workshops started in Boston House.

Recently I’m mostly involved in work of Effatha Board sub-committees which since a few months started to meet very regularly and work hard on developing structures accommodating St. Martin and L’Arche experience concerning management of HR and policies regulating all major sectors of community life and preparing registration of the house. I like this kind of work and thanks to some resources from L’Arche UK, sent to me regularly by Zoe, our work here advances quite quickly.

Being honest sometimes it brings some frustrations as the solutions of St. Martin and L’Arche to the same problems can be totally different and we need to work on ‘compromises’ which in my opinion are not always ‘good enough’. On the other hand I have learnt a lot about different approach to those problems and the way of communicating and getting around to finding solutions. At the end of the day respecting different opinions and ways of working is a part of my journey here as well as a part of this important process we call in L’Arche: inculturation. I’m glad that I’m not only talking about it, but have a personal experience of that sometimes painful, but always fruitful process.

click here to see the gallery

Apart of it, as a member of Betania team, I’ve been involved in preparing Volunteers’ Day – the Day when Betania team members ‘preach’ during the Mass. But the ‘preaching’ is really well prepared in the sense that the deep meaning of the Gospel is revealed in very clear way. The pictures prepared by the artist and the booklet prepared especially for that day gives all those details as well, so volunteers can get back to it any time and get inspired. I’m very impressed by the quality of thinking put into the process of preparation of those days. Being a part of preparation team has been a new and very important experience for my spiritual growth. Going as a family with one of the group to Kinamba, even if the final presentation was in Kikuyu and Kiswahili, would be an important part of this process, but unfortunately I’ve become sick and couldn’t make it, so it was Dominik who represented our family and took some pictures to document the event.

(PL) Czas zmian

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Letnie wakacje w Europie to najbardziej pracowity czas w Nyahururu, bo to czas kiedy przyjeżdża do St.Martin wielu gości, którzy chcą doświadczyć pracy w różnych programach wspólnoty. Tutaj w Kenii, przyjmowanie gości to też coś wyjątkowego. Każdy jest przywitany z ‘należnymi honorami’…

Dla nas ten czas, z różnych względów, był również bardzo pracowity.

Nasze warsztaty Arkowe szybko się rozwijają. Przyjęliśmy do pracy stażystkę – Janet, która pracuje w tych warsztatach. Ma ona wyjątkowe zdolności artystyczne i bardzo dobre podejście do pracy. Obecnie jest ona w ‘Candle workshop’ (pracowni gdzie produkujemy świece) i od kiedy się u nas pojawiła jakość świec zdecydowanie się polepszyła. W końcu zaczęliśmy sprzedawać nasze świece w sklepie, a w ostatnim tygodniu przeprowadziliśmy testy na produkcję świec zapachowych. Mamy też nadzieję, że w najbliższych tygodniach będzie gotowy katalog z naszymi świecami. Janet nie tylko pomaga nam rozwinąć warsztaty, ale stała się też naszą dobrą przyjaciółką i bardzo się cieszymy, że jest blisko nas.

W ‘Crafts Workshop’ (gdzie produkujemy kartki) też nastąpiły pewne zmiany. Przygotowaliśmy kilka kartek świątecznych i przykładowe kopie wysłaliśmy do Włoch. I już otrzymaliśmy nasze pierwsze zamówienie na 180 kartek! Przez następne kilka tygodni na pewno nie będziemy się nudzić. Najważniejsze jednak jest to, że w końcu udało nam się stworzyć kartki, które mogą być sprzedawane (a tym samym są przez kogoś docenione).

Widzialnym znakiem tego, że stajemy się bardziej profesjonalni są nowe ‘fartuchy’. Czerwone dla ‘Candle Workshop’ i zielone dla ‘Crafts Workshop’. Wszyscy noszą nowe fartuchy z dumą, a niektórzy nawet odmawiają zdjęcia fartucha po zakończonych zajęciach.

Wszystkie te zmiany są dla nas bardzo motywujące i temat otwarcia nowych pracowni coraz częściej pojawia się na różnych spotkaniach.

Pod koniec sierpnia nastąpiła też duża zmiana dla naszej rodziny. Przeprowadziliśmy się do nowego domu, który jest mniejszy niż ten w którym mieszkaliśmy wcześniej, ale jest też dużo bardziej ‘rodzinny’. Mamy jednak pokój dla gości, który od kiedy się tu wprowadziliśmy jest zajęty niemal non-stop. Dom nie jest też otoczony wysokim murem ani wielkimi bramami, a dla odmiany mamy dużo sąsiadów. Lokalizacja wpłynęła bardzo korzystnie na nasze życie towarzyskie. Coraz częsciej mamy gości, którzy wpadają do nas po południu, wypić z nami herbatę, lub obejrzeć film. Wczoraj nawet Sara przyjęła swoich pierwszych gości. Dzieci od sąsiadów przyszły się z nią pobawić. Sarze podobało się to do tego stopnia, że kiedy już musieli iść to zaczęła płakać.

Tydzień temu przywitaliśmy u nas Ewę i Beatę, które przyjechały tu aby przyjrzeć się pracy w programach St.Martin. Bardzo się cieszymy z ich obecności tutaj. Teraz nie mamy problemu z planami na weekend, ponieważ jesteśmy odpowiedzialni za zorganizowanie ich wolnego czasu. Ci którzy nas znają, wiedzą że podróżowanie jest naszym ulubionym zajęciem. Ważne też abym wspomniał tutaj, że wiele nowych materiałów, których będziemy używać w naszych warsztatach mamy właśnie od nich. Wielkie dzięki za to!

I jeszcze jedno. Po miesiącach oczekiwania i kilku komplikacjach udało nam się zdobyć pozwolenia na pobyt w Kenii. Oznacza to, że teraz możemy przebywać tu legalnie przez kolejne 3 lata. Daje nam to też status rezydenta w Kenii, co daje kilka dodatkowych korzyści. Teraz gdziekolwiek jedziemy, to nie musimy płacić tak jak turyści, tylko tak jak inni mieszkańcy Kenii. A różnice między cenami dla turystów i rezydentów są kolosalne. Czasami cena dla rezydentów jest nawet 7-8 razy niższa! Z tego też względu po odebraniu papierów postanowiliśmy pojechać na weekend do ‘Crater Lake’. Było to z okazji świętowania naszej 2 rocznicy ślubu. Był to nasz pierwszy weekendowy wyjazd od kiedy jesteśmy w Kenii. Czas ten spędziliśmy razem z Alice (wolontariuszka z Francji) oraz z jej babcią i bratem. To oni zorganizowali dla nas specjalną kolację. Był szampan i dużo dobrego jedzenia. Weekend był wyjątkowy, szczególnie, że Sara jest w takim wieku gdzie każdy dzień przynosi jakieś niespodzianki. Już przestała chodzić, a w zamian zaczęła biegać 😉 Uwielbia oglądać zwierzęta i wiele z nich potrafi już nazwać. Jeszcze miesiąc temu na wszystkie zwierzęta wołała ‘MU’, teraz już potrafi zauważyć różnicę. Na wszystkie wielkie zwierzęta woła ‘MU’, na psy i małpy woła ‘HAU, HAU’, a na kury i wszelkiego rodzaju ptaki woła ‘KO, KO’. A dzisiaj kiedy pojechaliśmy z Janet, Ewą i Beatą do praku w Nakuru potrafiła już powiedzieć: zebra, baboon (pawian) i bawół. To przyjemność widzieć jak Sara rośnie, ale trochę to dziwne, że w swym krótkim póki co życiu widziała więcej zebr, żyraf czy bawołów niż kotów czy psów.

(EN) Time of changes

click on a photo to see the gallery

Summer Holiday time in Europe is the busiest time here in Nyahururu as there are many visitors coming to St.Martin to visit the community and have a short experience of working in one of the community programmes. Here in Kenya welcoming visitors is also something special. So each person who is coming is welcomed very well by the hosts.

For us this time was also very busy but for many different reasons.

Our L’Arche workshops are developing quickly. We have welcomed a new trainee called Janet, who is working in the workshops. She has unique artistic skills and good attitude to work. Currently she is in Candle Workshop, and the quality of candles has improved greatly since she joined us. We have started selling candles in Curio shop in Boston House and last week we did some tests for scented candles, so pretty soon we will be ready to develop a proper catalogue of our candles. But apart from the fact that Janet is helping to improve our workshops she has also become a good friends of ours, so we are happy to have her around.

In craft workshop there are some changes as well: we made a few samples of Xmas cards and straight away we have our first order of 180 cards, so the next two weeks will be very busy… but everybody is so happy that finally we made cards which can be sold! The sign of getting more and more professional was manifested on the day when both workshops got their working uniforms – everybody wears them with a pride and for some it’s even difficult to leave them in the workshop. All those changes makes us really motivated and thinking about starting new workshops comes on agenda during different meetings –now we are just waiting when development sub-committee of L’Arche Kenya Board will find a time to focus on this subject.

Before the end of August we have moved the house. Our new house is smaller, but we feel here more home as it’s more like family home –one of the few in local neighbourhood. We still have a guest room (occupied almost all the time since we moved in), but because the house is more easy to access – we started to have more visitors who just pop in and say ‘hello’ after work, which we like a lot. Yesterday Sara had her first visitors – children from the neighbourhood and she enjoyed the visit a lot, she even cried when they had to leave.

Last week we welcomed Ewa and Beata – two visitors from Poland who have come for experience in St.Martin. It is great to have them around. Now we can’t get bored during the weekend, since we are the ones responsible for organising their free time. And those who know us well will know that travelling is our favourite activity. Important thing to mention about Ewa and Beata: It is thanks to them that we are able to do many new things in our workshops, as they brought to us many materials we can use for producing better candles and cards. Thanks to them for that!

And finally (after months of waiting and some complications) we have received entry permit, which means that now we can legally stay in Kenya. But since it gives us the status of the residents in Kenya there are some more benefits of having these documents. Now we don’t have to pay tourist fees for accessing tourist attractions. And the difference is quite serious. Sometimes it means we pay 7 or 8 times less than the tourists… That is why we decided to celebrate our second anniversary in Crater Lake Lodge. It was our first weekend away since we have arrived in Nyahururu. We have spent it together with the grandmother and brother of French volunteer Alice – one of our best friends here. The weekend was very special especially that Sara is at the age when each day brings new surprises. She walks and runs with confidence now, recognises and loves watching animals. Last month she called all animals: ‘moo’, but now she is able to differentiate between ‘moo’ (cattle), ‘ko,ko’ – polish sound for chicks (for poultry and all kind of birds) and  ‘hau’ – polish sound for barking (for dogs and monkeys)… and today when we visited Nakuru with Janet and our visitors from Poland, she was able to say: zebra, baboon and bawół (polish for buffalo). It’s good to see her growing, but a bit strange that in her so far short life she has seen more zebras and giraffes than cats.

Czerwiec/Lipiec 2010

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Czas wakacji zdecydowanie się dla nas skończył i nawet pogoda nam o tym przypomina. Podczas gdy większość z Was narzeka na upały w Polsce, my co wieczór musimy rozpalić ogień w piecu, bo jest nieznośnie zimno… Nawet w dzień temperatura nie przekracza 20 st.C.

Zaraz po wyjeździe naszej rodziny z Kenii wróciliśmy do naszych codziennych obowiązków. 16go czerwca pojechaliśmy na warsztat/szkolenie z Marleen Project. Po raz pierwszy Arka wzięła udział w tym warsztacie. Było to bardzo ciekawe, usłyszeć opinie i pomysły na temat współpracy tych dwóch wspólnot. Arkowy warsztat ‘Kitchen and Loundry Workshop’ (Kuchnia i Pralnia) przygotował ciekawą prezentację na temat możliwości zaangażowania najsłabszych osób w Arce w codziennych czynnościach domowych. Dużo też dzieliliśmy się na temat naszych doświadczeń związanych z pracą w nowym warsztacie.

Kilka dni później – jako bezpośredni skutek tej formacji – kilka osób z Arki pojechało razem z ekipą z Marleen Crafts na targi zorganizowane przez szkołę w Turi. Było to niesamowite widzieć Muse (osobę z Arki) promującego produkty wykonane w naszych warsztatach. Nasze stoisko przyciągało wielu gości. Sprzedaliśmy wiele produktów, ale najważniejsze – poznaliśmy wielu ciekawych ludzi, którzy również byli zainspirowani pracą wspólnoty St.Martin. Wśród nich spotkałem Stephena, który pracuje na misji w Tuum (miejsce oddalone o dwa dni jazdy na północ od Nyahururu). Jeden z jego projektów, to wspieranie lokalnych ludzi w zajmowaniu się pszczelarstwem. Od razu pomyślałem, że byłoby ciekawie współpracować. W ten sposób pozyskaliśmy ‘dostawcę’ wosku pszczelego do produkcji naszych świec. Dzień w Turi był więc bardzo ciekawy i owocny. Ale my mieliśmy też inny plan na ten dzień. Sara była z nami, bo chcieliśmy wykorzystać fakt, że Turi jest zaledwie 5 minut od Molo (miasteczko do którego pojechaliśmy po raz pierwszy do Kenii w 2007). Więc pojechaliśmy odwiedzić naszych znajomych w Molo. Bardzo miło było zjeść z nimi lunch, i powspominać ‘stare dzieje’. Mamy nadzieję, że uda nam się utrzymać z nimi dobry kontakt, i także widywać się częściej niż do tej pory.

A kilka dni później odbyło się w Nyahururu wielkie świętowanie. Dom Talitha Kum miał dzień Otwartych Drzwi. Jak zwykle przybyło wielu gości (około 500-600). Ja zostałem poproszony o fotografowanie uroczystości. Dlatego też, nie będę się rozpisywał, a zapraszam do obejrzenia zdjęć w galerii, aby poczyć atmosferę tego dnia.

To kilka z ważniejszych wydarzeń poprzedniego miesiąca. Ale możecie się domyślić, że w ostatnich tygodniach działo się jeszcze coś specjalnego o czym nie da się nie wspomnieć. Tak – zgadza się – Puchar Świata w Piłce Nożnej. Z tej okazji nawet kupiliśmy antenę do naszego telewizora, abyśmy mogli zapraszać naszych przyjaciół z Arki (i nie tylko) do wspólnego oglądania meczów. Jak pewnie też wiecie, wolontariusze z którymi tutaj pracujemy, pochodzą z różnych krajów (np. Francja, Włochy, Holandia itd), dlatego też emocji nam nie brakowało i zawsze była jakaś drużyna, której gorąco kibicowaliśmy.

Warto też dodać, że Ania (fizjoterapeutka pracująca w Etiopii) wróciła do Etiopii, ale z niecierpliwością czekamy na wrzesień, kiedy wróci do Nyahururu. Przy okazji chcielibyśmy jej gorącą podziękować za czas spędzony z nami. Jej obecność była ważna nie tylko dla nas, ale głównie dla Wspólnoty Arki, a także dla St.Martin.

Mam jeszcze jedno ‘ogłoszenie’. Kilka dni temu otrzymałem e-maila od Alice z Brecon, która pytała jak można kupić produkty z naszego sklepu w Nyahururu. Otóż, procedura jest bardzo prosta. Wystarczy wejść na stronę gdzie jest nasz katalog (Katalog Marleen Crafts) i wybrać produkty. Później wysłać maila do nas (thekarolakfamily@gmail.com) i podać wybrane produkty. Później, w zależności od wielkości zamówienia, dogadamy się co do formy płatności i przesyłki. Warto też pamiętać, że najtańsza forma przesyłki to poczta, ale na to potrzeba czasu. Jeśli ktoś więc planuje kupić prezenty na święta, to zamówienia trzeba by składać już teraz.

June/July 2010

click on a photo to see the gallery

The holidays time is definitely over, and even the weather reminds us about it every day. While most of you complain now about the heat wave in Europe, we have to make fire in our house every evening , but even during the day temperature rarely exceeds 20 degrees.

Straight after departure of our family we got back to our activities. On 16th June we went for a full day workshop with Marleen Project. It was the first time to have workshop since L’Arche Kenya joined the project. So it was very good to hear opinions and ideas about cooperation of these two communities. The ‘Kitchen and Loundry Workshop’ prepared very nice presentation about involving the most vulnerable core-members in various tasks during the day. But we also shared a lot about our experience of working in this new setting. Few days later – as the immediate effect of the workshop – some members of L’Arche Kenya joined Marleen Craft’s shop to go for the trade fair in one of the schools near Molo. It was a great experience, to see Musa (the core-member) promoting the work of Marleen Project. Our stall attracted many visitors, we made a lot of sales, but – most important – we got a lot of new contacts of people who are interested in supporting our project. I’m the most happy from meeting Stephen who work on a mission of Presbyterian Church in Tuum (2 days drive north from Nyahururu). One of the projects they run is a bee-keeping, and we hope to purchase from them bees wax to make our candles in L’Arche’s Candle Workshop. The day was the big success then. Also Sara came with us to Turi, as me and Agnieszka took the opportunity to visit our friends in Molo town, since we were so close. It was very nice to have lunch with some members of Brecon-Molo link. We hope that we will be able to keep in touch with them now, and also maintain a good ‘south to south’ link.

It was only a few days since we came back, to attend another big celebration. This time it was Open Day in Talitha Kum Childrens Home. We had many visitors who came to celebrate with us. I was asked to do the photographing during the day, so I will not write more about the event, but you can take a look at the photo gallery to get a feeling of that day.

Those were the highlights of the last month, but you can guess, that there was something else, which made this month special… Yes, it is The World Cup. For this occasion we even bough an aerial for our TV, so we could invite members of L’Arche to join us in the evenings and watch some football. And since our community of volunteers is very diverse (there are people from Netherlands, France, Italy etc) watching the game was always very exciting.

Also it is important to mention, that Ania (the polish physiotherapist who works in Ethiopia) has gone back to Ethiopia, but we are looking forward to September, when she will come back to Nyahururu. Also we want to say a big THANKS to her, as her presence was very important not only for us,  but mostly for members of L’Arche Kenya and St.Martin communities.

Now, I have an information to all of you. Recently I received from Alice of L’Arche Brecon a question about ordering the items from our workshops (leather, carving). The ‘procedure’ is very simple. Go to our catalogue (Marleen Crafts Catalogue) and pick the items you would like to buy. Then simply write an e-mail to us (thekarolakfamily@gmail.com) and let us know what you need. After that we will agree on the way of payment, and postage. It is also time to start making orders for Christmas 2010. So call your friends, and choose gifts from our catalogue.

(PL) Ol’Moran

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Aż trudno uwierzyć, że nasi rodzice wyjechali jakieś trzy tygodnie temu… a my jeszcze nie opisaliśmy wszystkich naszych wypraw. Najwyższy czas, by opisać naszą ostatnią wyprawę do OL’Moran (nazwa tłumaczona jako ‘miejsce gdzie mieszkają wojownicy’). Dojazd tam był prawdziwym wyzwaniem mimo, że mieliśmy pożyczonego od Ojca Gabiele’a landrovera z napędem na cztery koła. Ale czego można się spodziewać na północ od Nyahururu wiedząć że jest to ostatnie miasto na drodze w kierunku północnej granicy Kenii? Odpowiedź jest prosta: fatalnych dróg i przepięknych krajobrazów… i dlatego też zdecydowaliśmy się pokazać naszym rodzinom namiastkę dzikiej Afryki i parę zwierzaków (bo skarżyli się, że jeszcze nie widzieli słoni, a tu już trzeba niedługo wracać). Na szczęście Ojciec James (kolejny włoski ksiądz) prowadzi tę ostatnią na północ misję i razem z kilkoma siostrami (Kenijkami i Filipinkami) jest w stanie przyjmować gości. Wyposarzenie domu gościnnego było miłą niespodzianką, ale przyjęcie jakie zgotowały nam siostry jeszcze większą. Ponieważ przyjechaliśmy po południu mieliśmy czas by zobaczyć budynki należące do parafii i do sióstr. Największą dla nas niespodzianką było zobaczenie kobiet z plemiania Pokot, które ubrane były w tradycyjne stroje plemienne (naszyjniki wyglądające jak sterczące kolorowe kołnierze). Z kolei dla tych kobiet atrakcją było zobaczenie białego dziecka. Znów Sara była gwiazdą! Wieczorem byliśmy zaproszeni na kolację do sióstr. Nie dość, że kolacja była bardzo bogata i nie zabrakło nawet deseru, to tak naprawdę najwspanialsze było otwarcie sióstr i ich  i szczera radość z naszego przyjazdu.

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Następnego dnia musieliśmy wcześnie wstać, bo czekała nas kolejna godzina wyboistej drogi na pólnoc do rancza Mugie – początku naszego safari. Trud drogi się opłacał, bo krajobraz był zupełnie inny niż ten znany nam z okolic Nyahururu. Po raz pierwszy zobaczyliśmy prawdziwą afrykańską sawannę z całą masą zwierząt i oczywiście ze stadem słoni na początek. Podobał nam się sposób w jaki zorganizowane było safari. W każdym samochodzie był jeden przewodnik który miał bezpośredni kontakt ze strażnikami którzy wypatrywali zwierząt i dawali znać przewodnikom gdzie się w danym momencie znajdują (na jednym ze zdjęć widać jak dwóch z nich siedzi na drzewie i wypatruje nosorożce). Na zdjęciach widać też różnorodność dróg jakie trzeba pokonać aby dostać się na Mugie. Safari zakończyło się przed lunch’em bo o tej porze wszystkie zwierzęta i tak pochowane są w cieniu, więc nie ma sensu jeździć w kółko zwłaszcza, że widzieliśmy już wszystko co było do zobaczenia. Słonie i tańczące ptaki zrobiły na nas największe wrażenie, ale oswojona żyrafa, którą można było dotknąć i bawoły przechodzące ptrzez drogę zaraz przed naszym autem też nie były najgorsze. Nasza ostatnia przed wyjazdem wyprawa była więc bardzo udana. Dwa dni póżniej już siedzieli w samolocie i lecieli do domu.

(EN) Ol’Moran

click on a photo to see the gallery

I cannot believe that our families left Kenya three weeks ago… and we still haven’t ‘published’ all posts about our adventures. Time to tell about our last two days trip to Ol’moran (place of warriors). The road up there was quite challenging even if we had 4WD car borrowed from Fr.Gabriele, but what you can expect if you go up north from Nyahururu knowing that Nyahururu is the last town on the way to north border of Kenya? The answer is clear: bad road, but beautiful landscapes… and that is why we decided to show our families  a bit of ‘wild’ Kenya and some animals (as they wanted to see some more , having just a few days before coming back to Europe). Fortunately Father James (another Italian priest) works in a parish there and together with a few sisters (Kenyan and Filipino ones) is able to welcome visitors. The guest house was a nice surprise, but the welcome organised by sisters even more spectacular. As we arrived in the afternoon we had time to see all the compounds of the parish. The biggest surprise for us was meeting Pokot’s women dressed in traditional tribal clothes (necklaces like huge colourful collars) and for the women to see white child. Sara was a star again. In the evening we were invited to sister’s house for supper. Supper was delicious, cake as well, but the most important was an authentic joy with which sisters welcomed us.

click on a photo to see the gallery

The next day we had to wakeup very early as we had to go another hour to the north for a safari on Mugie ranch.  But the trip was worth it. The landscape was totally different than in Nyahururu. For the first time we have seen savannah with all sorts of animals starting with a group of elephants. We liked the way safari was organised. We welcomed a guide to our car who had direct contact with a couple of rangers who looked for animals and directed our guide to place where they were (you can see two of them on the tree in one of our pictures) Safari finished before the lunch time as all animals hide from the sun around that time, so there was no point to drive around especially that we saw everything we wanted to see. Elephants and dancing birds were the best, but domesticated giraffe which could be touched and buffalos which crossed the road just in front of us weren’t bad either. Also you can find on the pictures the variety of the roads you have to go through to get to Mugie Ranch. Our families had lovely time just before getting ready for journey back. Two days after they sat in the plane and flew back home.

(PL) Park Narodowy w Nakuru

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Park narodowy w Nakuru jest jedną z największych atrakcji turystycznych w Kenii. Nie jest największym, ale zdecydowanie najdroższym parkiem, bo zobaczenie dzikich zwierząt jest tu gwarantowane. Pierwsze zwierzaki pojawiają się jeszcze przed bramą parku, bo małpy witając się z turystami mają nadzieję na wyłudzenie smacznych kąsek (gdy nic nie dostaną, to same szukają jedzenia w torebkach, które porywają z samochodów razem z paszportami). Moja siostra Bogusia i Sara zawsze krzyczą na widok małp. Sara z radości, a Bogusia ze strachu, bo jedna z nich ugryzła ją w nogę gdy Bogusia próbowała odgonić ją z samochodu, który ze względu na otwarte okna był łatwym łupem dla złodzieja paszportów i aparatów fotograficznych. Niestety nie był to jeszcze koniec walki z małpami. Wyjechaliśmy z domu bardzo wcześnie i na czczo, więc zaplanowaliśmy śniadanie na jednym z miejsc piknikowych zaraz po wjeździe do parku. Normalnie opuszczanie samochodu w parku jest niedozwolone, bo istnieje niebezpieczeństwo spotkania twarzą w twarz z drapieżnikami, ale miejsce piknikowe uznane jest jako bezpieczne. I rzeczywiście było bezpieczne w tym sensie, że zaatakowały nas jedynie komary i pawiany. Pawiany są naprawdę szybkie. W mgnieniu oka jeden z nich wskoczył na stół, przewrócił kubek z kawą, porwał kanapkę i pudełko z ciastkami dla ząbkujących dzieci uwielbianych przez Sarę. To był koniec śniadania. Wszystkich sparaliżowało poza Bogusią, która zajęła się ratowaniem naszego całodniowego prowiantu i dziadkami którzy bez namysłu pognali w krzaki za małpą próbując ratować ciastka Sary. Triumfalnie zdobyli puste pudełko po ciastkach i kilka cukierków zgubionych przez małpę ze strachu. W międzyczasie pawiany powróciły po resztę jedzenia i zaczeły szarpać się z krzyczącą Bogusią, która trzymała mocno reklamówkę z jedzeniem i ani myślała się poddać. W końcu pawiany się poddały a Bogusia z triumfem wrzyciła podartą reklamówkę do bagażnika. To się nazywa duch walki!

Reszta dnia przebiegła prawie według planu: flamingi, nosorożce, antylopy, żyrafy, zebry i przystanek na punkcie widokowym. Powiedziałam prawie, bo udało nam się zgubić drogę przemierzając trudnoprzejezdne drogi w nieprzystosowanych do tego samochodach (bez napędu na 4 koła), ale wszystko skończyło się szczęśliwie, bo poza tym że udało nam się przejechać to na dodatek po drodze zobaczyliśmy lwa wygrzewającego się na uschniętym powalonym drzewie. A podobno tylko nielicznym udaje się zobaczyć lwa w tym parku. Tak więc lew był rekompensatą za problemy z małpami i stał się tematem dnia… aż do wieczora kiedy to Sara zaczęła znowu spacerować i nawet lew poszedł w zapomnienie.

(EN) Nakuru Park

click on a photo to see the gallery

Nakuru Park is one of the biggest tourist attractions in Kenya. The park is not the biggest one, but the most expensive as it is guaranteed that you can always see some animals. The first animals monkeys you can see even without entering the park as they are welcoming visitors and hoping to steal some food(sometimes with passports kept in the same bags) already outside of the park gates. My sister Bogusia and Sara were the ones who scream when they see monkeys. Sara out of joy, Bogusia out of fear as one of the monkeys bite her while she tried to scare it away from the car as the windows were opened and the danger of losing cameras and passports were quite big. But the battle with monkeys wasn’t finished at that stage. We left home very early planning our breakfast already in one of the picnic sites in the park. Generally getting out of the car is not permitted in the park because of a danger to meet face to face with some predators, but picnic sites are recognised as safe areas. And there were safe in the way that the only creatures who attacked us there were mosquitoes and baboons. Baboons are very quick. In one moment one of them jumped on the table, kicked the drink and stole sandwich and a box with Sara’s precious teething biscuits. It was the end of our breakfast. Everybody froze apart from Bogusia who started to pack left food and grandparents who without thinking started to chase baboon in the bushes and even managed to rescue a few sweets and Sara’s box (unfortunately already empty). In the meantime the baboon came back for remaining food and started to struggle with Bogusia holding huge plastic bag with all our food, but she even didn’t consider giving up and finally she won and put half shredded bag with food into the boot. This is what we call the spirit!

The rest of a trip was almost as planned: flamingos, rhinos, buffalos, antelopes, giraffes, zebras and a stop at a view point. I said almost as we have managed to get lost in the park travelling for some time on roads not suitable for our cars (we haven’t got 4WD), but not only we have managed to get through, but we got lucky and saw a lion sunbathing on a dry tree. Apparently it’s really difficult to see a lion in that park, but something had to compensate our frustrations caused by monkeys. So finally lion was a highlight of a day… till the evening when Sara started to walk on her own and nobody remembered a lion anymore.

(PL) Dni wolne

Co drugi dzień pozostawaliśmy w domu by nabrać sił na całodniowe wyprawy, ale nawet wtedy nasze dni były pełne wrażeń. Na początku odwiedziliśmy wspólnotę St.Martin. Po uczestniczeniu w cotygodniowym wtorkowym dzieleniu w kaplicy wspólnoty, Maurice wyjaśnił naszym rodzinom filozofię działania i podejście do ‘walki z biedą’ podjęte przez organizację oraz wprowadzi ich w pracę poszczególnych projektów. Nasi rodzice byli pod wrażeniem chociaż już trochę wiedzieli od nas o St.Martin. Ale oczywiście najwięcej czasu spędziliśmy w Effacie – w Arce. Sposób w jaki wspólnota ich uhonorowała na powitanie i na pożegnanie w czasie uroczystych kolacji i wspólnej modlitwy bardzo ich zaskoczył i wzruszył. Środowe Msze poranne w Arce też były ważnymi okazjami, by się przywitać i pożegnać z całą wspólnotą St.Martin, nie tylko z Arką.

Poza wizytą w St.Martin nasi rodzice zostali przedstawieni miejscowym hipopotamom i zobaczyli słynne wodospady Thompsona. Ponieważ dotarliśmy tam w niedzielne popołudnie (zaraz po wspaniałym lunchu jakim ugościł nas u siebie Maurice) czekała nas nas dodatkowa atrakcja: sesja zdjęciowa na wielbłądzie. Nikt się tego nie spodziewał, bo Nyahururu nie jest naturalnym środowiskiem dla wielbłądów – jest tu za zimno i za mokro. Warto dodać,że wsiadanie na wielbłąda i zchodzenie z niego może być prawdziwą przygodą. Ja i moja siostra mamy nawet zabawny krótki filmik nakręcony przy tej okazji.

Tradycyjnie też zaczeliśmy i zakończyliśmy nasz pobyt w Nyahururu od lunchu w Jim Rocku – naszej ulubionej niedrogiej, ale serwującej smaczne posiłki lokalnej restauracji. Ale na pyszną włoską kawę pojechaliśmy już do Tabor Hill (centrum rekolekcyjne prowadzone przez włoskiego księdza Raffael’a). Miejsce jest naprawdę malownicze i zadbane, więc jest idealnym miejscem na odpoczynek i modlitwę. Nic więc dziwnego, że większość dni skupienia, rekolekcji i szkoleń organizowanych przez St.Martin odbywa się właśnie tutaj. Byliśmy tam właściwie dwa razy: raz na kolację z Arką i raz w ciągu dnia, bo każdy chciał zdjęcia tego miejsca w świetle dziennym. Rodzice bardziej byli zachwyceni przyrodą, ale Sara wolała oglądać zwierzęta z gospodarstwa będącego częścią Tabor Hill.

Nasze rodziny spędziły dużo czasu w Marleen’s project, szczególnie w sklepie, w którym pracuje Dominik. Nie było łatwo wybrać pamiątki, bo wybór był wielki. Szczególne było także to, że można było widzieć przy pracy osoby które wykonały kupiony przedmiot a nawet zamówić sobie coś ‘na życzenie’.

Tak więc nasze tzw. ‘dni wolne’ nie były nudne zwłaszcza, że zabawa z Sarą wypełniła pozostały czas, a właściwie zajmowała cały czas dziadków, którzy przyjechali tutaj głównie dla niej. No i opłacało się, Sara w ich obecności postawiła swoje pierwsze kroki. To dopiero był wieczór! Można też obejrzeć wideo nakręcone kolejnego dnia: Sara walking – video. Przyjemnego oglądania.

(EN) Rest Days

In between day trips we had days when we stayed home, but even then we had things to do. First of all we visited St.Martin Community. After participating in a weekly sharing in St.Martin’s chapel Maurice explained to our parents the philosophy and approach of the organisation and introduced them to work of all programmes. Our parents were very impressed even if they knew already a bit from us. But of course the most of the time we spent in Effatha. They way the community celebrated their welcome and farewell during the supper and prayer times was very moving. Wednesday morning Mass was important for them as it was an accession to say hello and goodbye to wider community, not just Effatha house.

Apart from St.Martin our parents were ‘introduced’ to the hippos and saw the famous Thompson waterfalls. As we went there on Sunday afternoon (straight after very nice lunch prepared by Maurice who invited us to his house) there was an additional attraction waiting for our families: photo session on a camel. Nobody expected it as Nyahururu is not the natural environment for camels which need dryer climate. And it’s worth to add that getting on and off the camel can be an adventure. My sister and I have a short, but funny video made on that occasion.

Traditionally we had our welcome and goodbye lunch at ‘Jim Rock’ – our favourite restaurant with reasonable prices and really good food and a real Italian coffee in Tabor Hill (the retreat centre in Nyahururu area run by Father Raffael). The place is really amazing, so it’s easy to have a quiet and prayerful time here. That is why it’s not surprising that the most of St.Martin’s retreats and training days are held there. We went there twice: once for supper with Effatha community and once during day time as everybody wanted to make pictures of the place in daylight. Only Sara was more interested with animals living on a farm part of a Tabor Hill.

Our families spent a lot of time in Marleen’s project, especially in the shop where Dominik works. It wasn’t easy to choose the souvenirs as there are many nice things sold there and if you see people who made them, they all have greater value especially that you can order customised items.

So even our so-called ‘rest days’ were quite busy especially that playing with Sara filled the reminded time or actually all time as she was the main attraction of these holidays for her grandparents. The highlight of the holidays was Sara starting walking in their presence. It was an evening! You can see the video recorded on the following day: Sara Walking – Video . Enjoy watching!

(PL) Jezioro Elementaita

kliknij na zdjęcie, aby zobaczyć galerię

Jako że jezioro Elementaita jest w miarę blisko Nyahururu nie musieliśmy wcześnie wstawać i wyruszyliśmy w drogę dopiero po relaksującym przedpołudniu w domu. Do Sunbird Lodge dojechaliśmy w sam raz na lunch, ale postanowiliśmy najpierw pójść na spacer z przewodnikiem. Było bardzo gorąco i nigdzie ani śladu cienia, ale nasz przewodnik Peter (Masaj) sprawił, że spacer wszystkim się bardzo podobał. Opowiadał nam bowiem o swojej kulturze objaśniając części swojego ubioru, pokazując rośliny, które sprawiają, ze masajowie są niewidoczni dla zwierząt (niewidoczni = nie pachną jak jedzenie) i o swojej rodzinie (aż trudno sobie wyobrazić, że jego tata ma sześć żon a on jest szóstym dzieckiem drugiej żony będąc jednym z 46 dzieci swojego ojca). Tak naprawdę nie widzieliśmy wielu zwierząt, właściwie to tylko pelikany i flamingi, ale fakt, że byliśmy oprowadzeni po dzikiej części wybrzeża jeziora przez masaja, wystarczył by spacer był atrakcyjny. Po godzinie spacerowania w pełnym słońcu dojrzeliśmy do tego by zjeść lunch. Ledwo gdy wsiedliśmy do samochodu zacząły spadać pierwsze klople deszczu, wiec w drodze powrotnej wszyscy oprócz kierowcy spali. Ze względu na pogodę nie opłacało nam się zatrzymywać na równiku, ale jeszcze tam wrócimy na zdjęcie!

(EN) Lake Elementaita

click on a photo to see the gallery

As Lake Elementaita is reasonably close to Nyahururu we hit the road after a lazy morning at home. We arrived to Sunbird Lodge at lunch time, but decided to go for a guided nature walk first. It was hot and there was no shadow along the way, but our Maasai guide Peter made this trip worthwhile. He told us a lot about maasai culture by explaining parts of his outfits, showing plants which help maasai people to be invisible  for animals  (= having no lunch-like smell ;-)) and talking about his family (imagine: his father has six wives and he is a sixth child of a second wife, he is one of 46 children of his father). We haven’t seen many animals, actually just flamingos and pelicans, but being taken by maasai through wild part of the lake shore was enough attractive for us. After one hour of walk in a sun we were ready for nice lunch in the lodge. When we came back to the car the first drops of rain started falling down, so most of our journey back we slept. Because of the weather there was no point to stop on equator this time, but we will come there again!

(PL) Dzień ‘Bożego Ciała’ w Subukii

kliknij na zdjęcie aby zobaczyć galerię

Nasi rodzice byli bardzo niemile zaskoczeni, że w czwartek nie ma procesji Bożego Ciała, ale wszystko jest przeniesione na najbliższą niedzielę. To byłoby nie do pomyślenia w Polsce! Dlatego też postanowiliśmy zorganizować im tego dnia pielgrzymkę (jako rodzaj procesji) i odwiedziliśmy jedyne kenijskie Sanktuarium Maryjne o nazwie Subukia. W oklicy Subuki było wiele objawień a wodzie wypływającej ze źródełka na wzgórzu przypisywane są właściwości lecznicze. Najważniejszy jest jednak fakt, że miejsce przyciąga wielu pielgrzymów, którzy gromadnie przystępują do sakramentu spowiedzi i nawracają się. Kaplica w Sanktuarium jest wciąż bardzo mała chociaż są dni że nawet około 5000 zjawia się tutaj, by stromą ścieżkąwdrapać się na wzgórze i zaczerpnąć wody z cudownego źródełka. Ojciec Kazimierz (polski franciszkanin) opowiedział nam trochę o tym cudownym miejscu i planach rozbudowy sanktuarium. Widzieliśmy klasztor franiszkanów, który jest jeszcze niemal w stanie surowym, ale już z pomalowanymi ścianami (taka miejscowa kolejność robót pozwalająca większość prac wykonywać dwa razy i remontować budynek, który jeszcze nie został oddany do użytku) Na razie klasztor będzie miał pomieszczenia dla gości i turystów, ale w przyszłości wybudowany będzie duży kościół i dom pielgrzyma. Moja mama była bardzo szczęśliwa, że dar jaki ofiarowaliśmy franciszkanom (gobelin przedstawiający św.Franciszka otoczonego ptakami zrobiony przez artystkę i zarazem jej przyjaciółkę panią Zofię Zuchowicz) ozdobi kaplicę w nowym klasztorze. Kabanosy i ptasie mleczko zostały też docenione przez Ojca Kazimierza. Po wdrapaniu się na wzgórze zaczerpneliśmy wody ze źródełka i musieliśmy szybko wracać, bo zaczął padać deszcz i droga szybko przemieniła się w rwący strumień. Mieliśmy jednak szczęście i dotarliśmy do drogi asfaltowej zanim nas porwało błoto.

(EN) Day of ‘Corpus Christi’ in Subukia

click on a photo to see the gallery

It was difficult for our parents that there is no church Service and procession on Thursday – the exact day of Corpus Christi, but the church holiday is moved to Sunday as in Poland this church holiday is one of the greatest ones and it’s always celebrated on Thursday. That is why we decided to arrange a pilgrimage for them on that day. We visited Subukia – Kenyan National Shrine for Mary, as there was quite a lot of Mary appearition in that area and the spring on the hill has water which brought miraculous healing for a number of people, but the most important is the fact that a lot of people go to confession and has been converted here. The chapel is still very small even if there are days when there is 5,000 pilgrims coming to the spring and the path to get there is quite challenging. Father Kazimierz told us a bit about the sanctuary and the future plans for the place. We saw the future Franciscan monastery which should be ready in about 2 months time. The walls are already painted, but many wires are still sticking out from walls –this way the building has to be renovated before it is even the construction is not yet finished. For the time being the monastery will have a space for pilgrims, but only restricted one, so there is a plan to build a huge church and Pilgrims House. My Mum was very happy that our gift (tapestry of St.Francis with birds made by polish artist and her friend Zofia Zuchowicz) can be used in new chapel. Polish sausages and chocolates were well appreciated by the polish Father as well. After climbing the hill we took the water from the spring and have to come back as the rain started and the road quickly started look more like a river than a road. But we were lucky and managed to hit the tarmac road before being swept away.

(PL) ‘Chodzone safari’

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

1 czerwca to święto narodowe w Kenii, co oznacza wolne dla Maurice’a i Ani, którzy mogli pojechać z nami na safari na Crescent Island. Pojechaliśmy dwoma samochodami, wzieliśmy ze sobą piknik i ruszyliśmy w stronę jeziora Naivasha. Nad jeziorem jest mnóstwo ośrodków, które maja dostęp do jeziora, ale my wybraliśmy Country Club – miejsce które już znaliśmy z naszego pierwszego pobytu w Molo w Kenii w 2007 roku. Club oferuje wspaniałą scenerię i cały wachlarz atrakcji dla tych bardzo wysportowanych i tych bardziej zrelaksowanych. My wybraliśmy wycieczkę na wyspę (a właściwie półwysep, który kiedyś był wyspą) zwaną Crescent Island. Wyspa jest domem dla zebr, gazeli, małp i żyraf i od hotelu i można do niej dopłynąć łodzią w zaledwie 15min. Nie ma tam żadnych ogrodzeń, bo nie ma tam żadnych drapieżników i jest to jedno z nielicznych miejsc na świecie gdzie można bezpiecznie spacerować między zwierzętami. Mamy setki zdjęć z tej wyprawy (jako że mielismy az 5 aparatów fotograficznych), więc w zasadzie mamy film z wyprawy gdybyśmy  tylo ustawili pokaz slajdów na odpowiednią szybkość, więc jak się łatwo domyślić wybór zdjęć do blogu nie był taki łatwy.

(EN) Walking safari

click on a photo to see the gallery

1st June is a public holiday in Kenya, which means no work for Maurice and Ania so they could join us for walking safari on Crescent Island. We went in two cars, got a picnic and headed to Naivasha Lake. There are many lodges through which the lake and the Island could be accessed, but we chose Country Club as it was the place we knew from our first trip to Molo in Kenya in 2007. The club offers a wonderful mix of tranquillity in serene surroundings and a varied number of sporting activities for both the energetic and the more laid back. We have chosen boat trip to Crescent Island which is a private game sanctuary, home to zebra, wildebeest, gazelle, velvet monkeys, hares, genet cats and giraffe. The island is less than a 15 minute boat ride from the hotel. There are no fences and no predators and it is one of the few places in the world where one can wander on foot amongst the animals. We have hundreds of photos (as we had 5 cameras), so you could practically have a film from a trip if you set a slide show very fast, and the choice of photos for the blog was very difficult.

(PL) Trzy ostatnie niedziele

Ostatnie trzy niedziele były obfite w wydarzenia, ale każda z nich była zupełnie inna.

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Trzy tygodnie temu Ojciec Vitorio zaprosił wspólnotę St.Martin do 8 kościołów w jego regionie, by opowiedziała o swojej działalności. Dom Arki, Effatha też był zaproszony i pojechał w jednym z 10 dużych samochodów w które ‘dosłownie zapakowali się po brzegi pracownicy St.Martin. Taki rodzaj dzielenia się jest bardzo ważną częścią działalności wspólnoty St.Martin,bo jest dla niej ważne by przynajmniej ludzie, którzy mieszkają na terenie objętym działanością wspólnoty wiedzieli o jej celach i duchowości. My, jako rodzina, dołączyliśmy do Effath’y i razem z innymi członkami wspólnoty Arka przedstawiliśmy się w czasie kazania. Kazanie głosił Ojciec Gabriele razem z asystentami i osobami niepełnosprawnymi mieszkającymi w Arce. Wierni w kościele byli bardzo poruszeni świadectwami osób niepełnosprawnych, młodzież zainspirowana dzieleniem asystentów-wolontariuszy z arki i możliwością zamieszkania we wspólnocie w ramach programu ‘przyjdź i zobacz’. Dzień był wielkim sukcesem. Wróciliśmy samochodami obładowanymi jedzeniem – darami dla Arki i innych centrów prowadzonych przez wspólnotę St.Martin… a wieczorem mieliśmy gości w naszym domu. Mary, Eston i ich dzieci w końcu przyszli do nas na kolację. Mary pracuje razem z Dominikiem w Marleen Crafts. Ale jakoś nigdy wcześciej nie udało się zorganizować spotkania dla naszych rodzin. W końcu się udało i na pewno to jeszcze powtórzymy, bo dzieci wspaniale się razem bawiły, a my zrelaksowaliśmy się po długim dniu przy kominku.

Twa tygodnie temu Niedzielna Msza odprawiana była w kaplicy Arki razem ze studentami odwiedzającymi St.Martin w czasie weekendu. Była to niedziela zesłania Ducha Świętego, osoby niepełnosprawne zostały poproszone by namaściły ręce osób uczestniczących w Eucharystii i cała kaplica była pełna miłego zapachu. W czasie Mszy było bardzo radośnie, wiele śpiewu który nie zakończył się wraz z nią ale przeobraził w świętowanie i taniec do rytmu bębnów, bo Munyua jest naprawdę dobry w graniu na swoim ulubionym bębnie. Mieliśmy też ciasto i napoje, więc każdy wrócił do domu podbudowany i pełen energii… dla mnie ten dzień był szczególny,bo razem z Sarą czekałyśmy na Dominika który miał przywieźć z Nairobi naszych rodziców, którzy są teraz naszymi gośćmi.

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Tak więc ostatnią niedzielę spędziliśmy już z nimi. Zaczeliśmy od porannej Mszy w języku angielskim o godzinie 7mej, która zwykle trwa około godziny, ale tego poranka był znacznie dłuższa, bo ksiądz tańczył i śpiewał w czasie kazania. Planowaliśmy wyruszyć z domu dość wcześnie,by zobaczyć Crater Lake, ale udało się wyjechać dobiero około 10tej. Była to nasza pierwsza całodniowa wycieczka i rzeczywiście się udała. Widzieliśmy trochę dzikich zwierząt, jezioro w kraterze wulkanu (oczywiście wygasłego), zjedliśmy dobry lunch w restauracji i zrobiliśmy sobie spacer wokół jeziora, a za przewodników mieliśmy flamingi, które spacerowały przed nami stale utrzymując bezpieczna dla nich odległość. Wyglądało to tak jakby nam pokazywały kierunek. Pogoda też była wspaniała, więc udało nam się zrobić dość sporo dobrych zdjęć. Pooglądajcie je sobie!

(EN) Last three Sundays

Last three Sundays were very busy and very different.

click on a photo to see the gallery

Three weeks ago Father Victorio invited St.Martin to visit 8 churches in his area to do awareness about St.Martin. Effatha went as well in one of the ten big vans which took St.Martin’s staff participating in this big event. Awareness is a part of approach of St.Martin as it’s very important that people living in ‘organisation’s target area’ are aware about the aims and the spirit of the organisation. We, as a family, joined Effatha and together with other members introduced ourselves during the introduction given by Fr.Gabriele together with assistants and core members. People in the church were very moved by the sharing especially of some of the core members, young people were inspired by sharing of assistants-volunteers and wanted to know more about possibility to join Effatha as a part of programme ‘come & see’. The day was very successful. We went back with cars full of food=gifts which the local community gave for Effatha and other centres run by St.Martin during the offering… and in the evening we had our guests in Brothers House. Mary, Eston and their family finally came for supper. Mary works with Dominik in Marleen Crafts, but we have never managed to organise some time for our families to meet. But finally we did and definitely we’ll do it again as children liked it a lot and we had very relaxing time in front of the fire place.

Two weeks ago Sunday Mass was celebrated in Effatha’s chapel and university students who visited St.Martin for a weekend joined us. As it was Pentecost, core members put oil on our hands and the chapel was full of nice smell. There was a lot of singing during the mass followed by celebrations outside the chapel. Munyua (one of the core members) played drums and everybody was dancing. We had cake and drinks, so we went home full of energy and the whole day was special… especially for me who waited for Dominik bringing from Nairobi our parents who came to stay with us for a few weeks.

click on a photo to see the gallery

So the last Sunday spent with them. We started with the morning Mass at 7am in English (usually taking one hour, but that Sunday was longer as priest was dancing and singing during his preaching) We planned to leave quite early for Crater Lake (near Naivasha), but in fact we left about 10am. It was our first day-long trip and a very successful one. We saw quite a few wild animals, the lake in the crater of a volcano (not active one of course), had a nice lunch in the lodge and nice walk around the lake guided by flamingos which walked around in front of us still keeping safe for them distance. It looked like they showed us the direction. The weather was great as well – so we have quite a few nice photos. Enjoy watching them!

(PL) 1-sza rocznica rozpoczęcia warsztatów

5go Maja Effatha obchodziła pierwszą rocznicę rozpoczęcia warsztatów. Było to wielkie święto dla tych, którzy poprzez uczestnictwo w warsztatach stali się częścią Arki a są to: Mike , Mutahi, Mary i Monicah. Świętowanie rozpoczęło się już właściwie podczas porannej Mszy, podczas której James przedstawił historię warsztatów zaczynając od trudności które były na początku, a skończywszy na wielkiej radości związanej z przeniesieniem warsztatów do budynku o nazwie Boston House i rozszerzeniem pracy warsztatów z trzech na pięć dni w tygodniu. Ale główne świętowanie miało miejsce podczas obiadu. Niektórzy dyrektorzy z St.Martin i członkowie zarządu Arki świętowali razem z nami, co było bardzo ważnym znakiem dla osób niepełnosprawnych będących częścią tego programu. Osoby te miały szanse podzielenia się jak bardzo ten rok był dla nich ważny. Dostały one w prezencie świeczkę i kartkę wyprodukowane w warsztatach i po raz pierszy mogli pokazać swoim rodzinom owoc ich codziennej pracy. Dostali też list dla rodziców z podziękowaniem za wsparcie projektu ze strony rodzin, a przede wszystkim za dar ich dziecka, które uczy nas jak kochać. Był to bardzo radosny czas. Po świętowaniu mieliśmy nasze cotygodniowe spotkanie podczas którego każdy miał swoje pięć minut by jeszcze raz wyrazić swoją radość i pogratulować członkom projektu wytrwałości. Takie przemówienia są bardzo ważnym elementem niemal każdego spotkania, więc nigdy nie mogą być pominięte a nawet choć trochę skrócone. Wspólny czas był dobrą okazją, by poprosić  wszystkich o wspólne zdjęcie. Wcześniej przygotowaliśmy już dwa duże plakaty: ‘ kochamy Cię’ i ‘wytrwałości w zdobywaniu szczytów’ dla Gerry’ego McPartlin’a który postanowił pomóc w zdobywaniu funduszy dla Arki w Kenii; wyzwanie jakie podjął mając 66 lat: 283 szczyty, 1000 mil (1600 km) 400000 stóp, 2000000 kroków – wszystko w ciągu 4 miesięcy. Więcej  o jego przedsięwzięciu można dowiedzieć się ze strony internetowej (niestety tylko w języku angielskim): http://dglmf.wordpress.com/gerrys-munro-blog/ oraz http://www.justgiving.com/gerrymcpartlin. Pozowanie do tego zdjęcia  przyniosło nam wiele radości, szczególnie że pogoda tego dnia nie była najlepsza, ale słońce wyszło dokładnie na te kilka minut kiedy ustawialiśmy się do zdjęcia przed domem. Mamy nadzieję, że zdjęcie będzie się podobać Gerry’emu.

(EN) 1st anniversary of L’Arche day programme

On 5th May Effatha celebrated 1st anniversary of day care programme. It’s a real feast for core members coming to L’Arche only during the day: Mike, Mutahi, Mary and Monicah. The celebration started with the Mass during which James shared the history of day programme starting from the first challenges and finishing on the joy of going to Boston House for the workshop and extending the programme to 5 days a week. The second part of celebration was held in Effatha during lunch time. Some directors of St.Martin and some board members came to celebrate with us. It was very important to core members who had a chance to share how this year was important in their lives. They all received a candle and a card made in the workshop and the letter to their parents thanking them for their support for the project and most of all for the gift of their children who teach us love. It was very joyful time. After the celebration we still held the house meeting when everybody could have their 5 minutes. Important as I have noticed that introductions and speeches are a very important part of the local culture and never can be omitted or even shortened. Being together was the good occasion to have a community photo. We have prepared the huge banners ‘we love you’ and ’keep on climbing’ for Garry McPartlin  who decided to raise money for L’Arche Kenya; The CHALLENGE: 66 years old, 283 hills, 1,000 miles, 400,000 feet, 2,000,000 steps in 4 months. You can find more about his initiative and support it by following the link: http://dglmf.wordpress.com/gerrys-munro-blog/ and  http://www.justgiving.com/gerrymcpartlin.  We did enjoy posing for that photo especially that the weather wasn’t particularly good that day, but the sun came out just for those few minutes when we gathered outside. We hope Garry will like it!

(PL) Przyjęcie urodzinowe Sary

kliknij na zdjęcie by obejrzeć galerię
kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Czas mija tak szybko, a dzieci przypominają nam o tym w szczególny sposób. Sara ma już roczek i wczoraj obchodziła swoje pierwsze urodziny razem ze swoimi przyjaciółmi z Brothers’ House (nasz dom) i Effath’y (Arka). Jeden z asystentów przyszedł ze swoimi dziećmi, więc Sara miała z kim się bawić. Muzyka dudniła przez całe popołudnie, bo Sara uwielbia tańczyć, a nawet próbuje śpiewać w nikomu nie znanym języku. Poza tradycyjnym tortem urodziniwym (cóż, jak na zdjęciach widać tradycyjny-kenijski 😉  ), życzeniani i prezentami przygotowaliśmy dla niej wielką niespodziankę: w pewnym momencie 150 balonów zawieszonych jako decoracja pod sufitem spadło na podłogę i zaczeła się wielka zabawa. Początkowo wszyscy bawili się nimi bardzo delikatnie, ale gdy odkryli, że Sara i inne dzieci nie boją się huku pękających balonów zaczeły się zawody kto nadepnie na największą ich ilość. Dmuchanie balonów zajęło nam około trzech godzin, ale wystarczyło tylko kilka minut, by wszystkie popękały. Było przy tym wiele zabawy nie tylko dla dzieci. Myślę, że przez zamieszanie z balonami ludzie zapomnieli o pomyśle, by oblać Sarę kubłami wody. Miała więc szczęście,bo wciąż jeszcze ma katar i trochę kaszle, więc nie byłby to najlepszy pomysł. Dobrze się stało,że tym razem mogła popływać w balonach, nie w wodzie.

(EN) Sara’s birthday party

click on a photo to see the gallery

Times goes so quickly and children remind you about it in the most visible way. Sara is already one year old and she celebrated her first birthday yesterday together with her friends from Brothers’ House (our home) and Effatha (L’Arche). One of the assistants came with his children, so Sara had somebody to play with. There was a lot of music and dancing going on during the afternoon as Sara loves dancing and even tries to sing in who-knows-which-language. Apart from birthday cake, wishes and presents there was a big surprise: at one point all 150 balloons hanged at the ceiling fall down and the big playing started. First people played with balloons very gently, but when they discovered that Sara and other children are not afraid of banging – the championship: who steps on the most balloons started. It took 3 hours for a few people to blow the balloons, but it took only a few minutes to bang them all. It was good fun not only for children. I guess that because of the balloons people forgot about pouring the buckets of water on Sara, which was good as she still has runny nose and is coughing a bit. It was much better for her this time to swim in balloons than in water.

(PL) Przerwa Świąteczna

kliknij na zdjęcie aby obejrzeć galerię

Naprawdę chciałam spędzić ten tydzień z Sarą i uczestniczyć w organizowanych przez Effath’ę wydarzeniach. W środę zaplanowane były gry i konkurencje sportowe na terenie sąsiadującego z Arką pola golfowego, a w piątek miał być spacer na górę w lesie. W pozostałe dni osoby niepełnosprawne przychodzące do Arki tylko w ciągu dnia miały mieć wolne, a Effatha mogła cieszyć się chwilą zasłużonego spokoju. Ale niestety Sara się trochę pochorowała i nie mogliśmy uczestniczyć w tych wydarzeniach. Zdiagnozowano u niej malarię i jakąś infekcję grzybiczną. Diagnoza nas zaszokowała, bo Sara nie wyglądała wcale na chorą i była pełna życia, więc poważna choroba nie wchodziła w grę gdy poszliśmy z nią do przychodni. Po skontaktowaniu się z Rachael (Brytyjską lekarką, która pracowała i mieszkała ze swoimi małymi dziećmi w Kenii) i po rozmowie z lokalnym doktorem w szpitalu w North Kinangop zrozumieliśmy, że ze zwględu na trudności w diagnozowaniu małych dzieci wszystkie maluchy są traktowane jako mające malarię i infekcję bakteryjną, więc dostają tabletki anty-malaryczne i antybiotyk działający na niemal wszystkie możliwe infekcje bakteryjne u dzieci, więc instnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że po ich podaniu niezależnie od choroby dziecko wyzdrowieje. Oznacza to jednak, że nigdy się nie dowiemy, czy Sara rzeczywiście miała malarię, czy tylko była na nią leczona ‘tak w razie czego’.

Ponieważ postanowiliśmy nie wychodzić z Sarą w tym tygodniu, zdecydowaliśmy, że zamiast chodzić do Arki zaprosimy arkowiczów do nas na lunch w czwartek. Dzień był naprawdę piękny, więc postanowiliśmy zjeść lunch w ogrodzie. Wszyscy dobrze się bawiliśmy i nikt nie mógł uwierzyć, że Sara jest chora, bo całe popołudnie była gwiazdą imprezy bawiąc się z żółwiami i trójką dzieci z Talitha Kum, które zamieszkały na kilka dni z  Alessią w sąsiadującym z nami domu. To był naprawdę szczęśliwy tydzień dla Sary, bo zaraz po tym jak dzieci z Talitha Kum wróciły do siebie, Przyjechali inni goście z Nairobi: Paweł ze swoją żoną Caroline i dziećmi: Naomi (3 lata) i Neil (10 miesięcy).

W sobotę pokazaliśmy im hipopotamy, a następnego dnia odwiedziliśmy Effath’ę i centrum dla dzieci ulicy, z którego przespacerowaliśmy się nad wodospady. Znów mieliśmy piękny, słoneczny dzień i Sara była w siódmym niebie, że miała kogoś swojego wzrostu z kim mogła się bawić. Jedynym problemem było to, że kolejnego dnia złapała przeziębienie, a że symptomy przeziębienia i malarii są identyczne, znów trzeba było przejść przez proces leczenia Sary górą lekarstw. I znów Sara nabawiła się wręcz alergicznej reakcji na widok lekarstw, a nawet termometru. Na szczęście teraz pozostało tylko kilka dni z lekarstwami i powinna całkowicie wrócić do formy.

We środę poszliśmy na przyjęcie urodzinowe Ojca Gabriela. Jedzenie było pyszne, życzenia bardzo ciepłe, woda którą polano ojca Gabriele’a też. Ale dla Sary najbardziej intersujacym był jeden z prezentów jakie dostał ojciec Gabriele od dzieci z Talitha Kum: żywy kogut, który się wyrywał i wrzeszczał w niebogłosy. Także po raz pierwszy w jej życiu pękł balon gdy się nim bawiła. Spodziewaliśmy się wielkiego płaczu z powodu nagłego i głośnego huku, ale zamiast tego Sara z wytężeniem szukała balona wokół siebie nie rozumiejąc, że kawałki gumy na podłodze są pozostałością po zaginionym balonie.

(EN) Easter break

click on a photo to see the gallery

I really wanted to spend some time with Sara and join with her activities planned by Effatha during that week. On Wednesday it was games/sports played with youth on the premises of a neighbouring golf club and on Friday walk up the hill to the tower. On other days core members coming during the day time had their rest and Effatha could enjoy quiet time. But unfortunately Sara got ill and we have missed all those events. Sara was diagnosed with malaria and fungal infection. The diagnosis was a big shock for us as Sara was full of life and nobody would suspect that she might be seriously ill. After contacting Rachel (UK paediatrician who used to work and live with her small children in Kenya) and talking with local doctor in North Kinangop we have understood that because of difficulty with diagnosing small children all of them are diagnosed with malaria and bacterial infection, so anti-malaria drugs and antibiotic (for almost everything) is given and all possible reasons of child illness is treated straight away. It means that we will never know if she really had malaria or she was treated for it ‘just in case’.

She stayed home for a week, so instead of joining Effatha in their activities we have invited L’Arche for lunch on Thursday. The day was beautiful and we decided to have a meal outside. Everybody had a good time and nobody believed that Sara is ill as she was a star during the afternoon playing with turtles and three children from Talitha Kum who stayed in Brothers’ House for a few days with Alessia. It was lucky week for Sara as when children from Talitha Kum went back to their home, we had visitors from Nairobi: Paweł with his wife Caroline and two children: Naomi (3 years) and Neil (10 months).

On Saturday we showed them hippos and on the following day we visited Effatha and a centre for street boys from which we walked to the waterfalls. Again the day was beautiful and Sara was so happy to have somebody her size to play with.

But ‘happy time’ didn’t last long as on the following day we discovered that Sara picked up somewhere a cold, and as the symptoms of cold and malaria are so similar we had to go again through the process of treating Sara with quite a few medications and again Sara developed an allergic reaction when she saw the meds or even a thermometer. But now there are only a few days left of medication taking and she should be totally in shape.

On Wednesday we took Sara to Effatha to celebrate Fr.Gabriele’s birthday. We had good food, warm wishes and of course a lot of water on Father’s shoulder. But for Sara the most interesting was one of the presents that father received from children from Talitha Kum: alive rooster who made the noise and moved vividly. For the first time as well the balloon broke when she played with it. We expected her to cry because of the unexpected and loud noise, but instead she was very puzzled where the balloon disappeared. She looked for it around not making connections that the pieces of rubber on the floor can be remains of her balloon.

(PL) Wielki Tydzień

kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Zwykle w niedzielę w katedrze są trzy Msze Święte: pierwsza o 7-mej w języku angielskim trwająca godzinę, druga o 8-mej w kiswahili trwająca przynajmniej dwie godziny i zaraz po niej kolejna ponad trzygodzinna w kikuyu, ale w Niedzielę Palmową była tylko jedna Msza zaczynająca się o 9.30 przy szpitalu skąd to wyruszyła procesja z palmami w kierunku katedry gdzie sprawowana była Eucharystia. Dzień był bardzo słoneczny i procesja była bardzo radosnym wydarzeniem. Wszyscy z palmami (takimi prawdziwymi!) wszyscy rozśpiewani – prawie doskonale! Prawie, bo długość mszy była powalająca: wszystko skończyło sie o 1-szej,no i język – trudno się skupić na długo gdy nie wiadomo co się dzieje.

Obchody Triduum Paschalnego  zorganizowaliśmy w Arce. Tak więc w Wielki Czwartek mieliśmy uroczystość umywania nóg- nie tylko dla ‘wybranych’ jak to bywa w kościele, ale każdy umywał nogi osoby siedzącej obok i każdy miał swoje nogi obmyte przez swojego drugiego sąsiada. Jest to szczególny dla Arki czas, bo wszystkie wspólnoty Arki na świecie robią dokładnie to samo i czuliśmy się w łączności z nimi. Pierwszy raz w życiu Sara brała udział w tej uroczystości i naprawdę jej się to podobało, pomogła mi nawet umyć nogi mojego sąsiada radośnie chlapiąc wodą.

W Wielki Piątek przyszliśmy do Effathy na Drogę Krzyża – uproszczoną wersję tradycyjnej Drogi Krzyżowej. Przygotowaliśmy sześć stacji na terenie Arki. Osoby niepełnosprawne przygotowały obrazki do każdej stacji i były odpowiedzialne za zawieszenie ich na krzyżu gdy rozmyślaliśmy o poszczególnych etapach ostatniej drogi Jezusa. Popołudnie było bardzo pochmurne, ale zaryzykowaliśmy i zdecydowaliśmy, że Droga Krzyżowa będzie na zewnątrz i tylko ostatnia stacja w Kaplicy. Okazało się, że był to dobry wybór, bo zaraz gdy tylko weszliśmy do kaplicy zaczął padać bardzo silny deszcz. Ale my byliśmy już w środku. Wydawało się nam, że nawet matka natura płacze z powodu śmierci Jezusa. To był bardzo poruszający moment.

Na sobotę zaplanowane były obchody Wielkiej Soboty i Wigilii Paschalnej we Flora Farm – dom rekolekcyjny odległy od Nyahururu o jakieś 20 min drogi. Zaprosiliśmy tam także inne centra prowadzone przez St.Martin. Zaczęliśmy od wspólnej kolacji dla 140 osób, głównie dzieci (która kosztowała zaledwie 180 złotych!). Gdy skończyliśmy jeść było już bardzo ciemno. Zaczeliśmy od wniesienia światła, każdy swoją świeczkę i było to jedyne źródło światła jakie mieliśmy i to sprawiło, że uroczystość miała swój wyjątkowy klimat. I nawet to, że wszystko było w języku kikuyu nie było wielkim utrudnieniem i nawet Sara wytrzymała do końca.

W niedzielę Effatha poszła do lokalnego kościoła na Mszę Św. I dzień był podobny do typowej Niedzieli Wielkanocnej w Europie, tak więc świętowaliśmy w gronie rodzinnym i nawet nie tęskniliśmy zbytnio za święconką. Sarze prawdopodobnie by jej brakowało gdyby tylko wiedziała co to jest, ale skoro były to jej pierwsze święta wielkanocne nie miała pojęcia czego możnaby oczekiwać. Po południu spędziła sporo czasu przy komputerze opowiadając dziadkom przez  Skype o świętach  i w jej niezrozumiałym dla nas języku wyraziła jak wspaniały jest dla niej czas świąt.

(EN) Holy Week

click on a photo to see the gallery

Usually there are three different Masses in Cathedral on Sundays. At 7am in English (for one hour), at 8am in Kiswahili (for at least two hours) and after the Kiswahili one: the Mass in Kikuyu (for at least three hours), but on Palm Sunday there was only one service which started at 9.30am at the District Hospital in Nyahururu. The procession with palms went then towards Cathedral grounds where the Palm Sunday Mass was conducted. It was the very sunny day and the procession was very joyful. All people with palms (the real ones!) lovely singing – it was almost perfect! Almost because of the length of the celebration as the mass ended at 1pm and the language – it’s difficult to stay alert for long when you have no clue what’s going on.

Other Holy week celebrations we organised in L’Arche, so on Maundy Thursday we had celebration of washing the feet – not just some of us, but everybody had their feet washed and everybody washed someone’s feet. This is a special time in all L’Arche communities all over the world, so we felt connected with them on that day. It was the first time for Sara to take part in this celebration, but she really enjoyed it and helped me to wash the feet of the person on my left by splashing the water.

On Good Friday we came to Effatha for the way of the cross – the simplified version of Stations of the Cross. The 6 stations were put around the Effatha ground. Core members prepared beforehand the pictures for each station and they were involved in hanging them on the cross during the way. The afternoon was very cloudy, but we have risked walking and praying outside. The last station was in Effatha chapel and it proved to be the perfect option as when we approached the last station the really heavy rain started, but we all were already inside the chapel. It felt like the nature is crying because of Jesus’ death. It was a very moving moment as well.

On Saturday we planned to have a church service in Flora Farm – a retreat centre about 20min away from Nyahururu. We invited other centres run by St.Martin to share the Holy Saturday and the Easter Vigil celebration and we started from the meal for 140 people (mostly children). By the time we finished eating it was dark. We started the celebration from lighting the candles and bringing them in. The candles were the only light we had, what made this celebration so nice and peaceful. Even though it was in kikuyu, we enjoyed it and even Sara stayed alert till the end.

On Sunday Effatha joined the local church and the day resembled the typical European lazy Easter Sunday, so we relaxed and even didn’t miss much Easter Eggs Hunt. Sara probably would if she only knew what it is, but as it was her first Easter she had no clue what to expect. In the afternoon she talked vividly via Skype with her grandmothers, grandfather and aunties in Poland explaining to them how this time of Easter is important for her.

(PL) Marzec 2010

marzec 2010
kliknij na zdjęcie, by zobaczyć galerię

Marzec przeleciał tak szybko, że nawet nie mieliśmy czasu by na bieżąco uzupełniać wiadomości na naszym blogu. Tak więc obawiam się, że musicie się zadowolić wiadomością typu ‘wszystko-w-jednym’. Postaram się jednak nie rozpisywać zbytnio.

Po pierwsze, jak zawsze do St.Martin zawitało wielu gości, ale poza tymi zapowiedzianymi mieliśmy bardzo miłą wizytę francuskiej pary, która podróżuje z północy (Egipt) na południe (Południowa Afryka). Podróżują tandemem (ze swoim niewielkim jak na takie przedsięwzięcie bagażem przyczepionym solidnie do tego wielkiego roweru) przeważnie nie wiedząc gdzie dokładnie będą spać następnej nocy, gdzie i co jeść, jak będą przywitani przez miejscową ludność. Przyjeliśmy ich do naszego wielkiego domu i razem zjedliśmy kolację. Po kolacji podzielili się z nami swoimi ‘afrykańskimi historiami’ które można znaleźć też na ich blogu: – polecamy zobaczenie,bo mają cudne zdjęcia: www.tandemetafrique.canalblog.com. Wieczór był tak udany, że Helene and Olivier postanowili zostać z nami na trzy dni by trochę odpocząć, zrobić pranie i dowiedzieć się więcej o wspólnocie St.Martin. Riccardo oprowadził ich po Nyahururu, zaprowadził do centrum dla dzieci ulicy, Talitha-Kum, do domu Arki, pokazał ‘Marleen Project’ – miejsce gdzie pracuje Dominik, które teraz jest bardziej ruchliwe, bo ma nowy przykuwający uwagę szyld, pokazał wodospady Thompson’a i hipopotamy. Najlepszym czasem na oglądanie hipciów jest wieczór między 5tą a 7mą, bo jest troche chłodniej i hipcie są w stanie się ruszać i częściej wystawiją paszcze ponad wodę. W czasie dnia można zobaczyć tylko ich nieruchome uszy…

Kiedy pożegna się gości, to nie oznacza to koniec okazji do świętowania. Tym razem wielkim wydarzeniem były urodziny Margaret. Margaret jest asystentem w Arce, przez wielu uznaną jako mama tak, więc zorganizowano dla niej naprawdę piękne przyjęcie. Obchodzenie urodzin (tak ważne szczególnie w Arce) nie jest afrykańską tradycją. Wielu ludzi nie pamięta swojego wieku, a co dopiero daty swoich urodzin. Dostawanie prezentów z okazji urodzin jest jeszcze bardziej dziwne, więc zwykle jeśli urodziny są obchodzone, to dostaje się ‘życzenia-myśli’ (znane fragmenty z Biblii lub inne znane cytaty zapisane na drewnianej, tandetnie ozdobionej  tabliczce). Ale na szczęście w Arce jest szansa by dostać normalny prezent, ale ważniejszą niż prezenty jest ‘ceremonia chrztu’ przypominająca do złudzenia obfitą wersję śmigusa-dyngusa. Oblanie wodą sprawia, że człowiek staje się młodszy (choć ja tak naprawdę jeszcze nie dostrzegam związku między tymi faktami). Oblewanie wodą (przynajmniej kilka wiader) traktowane jest tutaj bardzo poważnie, w tym sensie, że nikomu się nie upiecze nawet gdy jest bardzo, bardzo zimno ( a wieczory w Nyahururu bywaja naprawdę chłodne). Naprawdę więc szkoda  mi było Margaret, bo było bardzo zimno, ale gdy widziałam jak bardzo ją cieszy wyglądanie jak zmokła kaczka, to sama nakłaniałam innych do kontynuowania ‘chrztu’.

(EN) March 2010

marzec 2010
click on a photo to see the gallery

March has gone so quickly that we even didn’t have time to keep updating our blog, so I’m afraid that you have to put up with all-in-one post now. I’ll try not to make it too long.

First of all as usually St.Martin had a lot of visitors, but apart from expected ones, we had a very nice French couple coming from the north (Egypt) and heading to south (South Africa). They travel by tandem (having their impressively small luggage attached to their enormous bike) most of the time not knowing where exactly they will sleep, where and what they will eat, what kind of welcome they will get from local people. We have welcomed them in our house and had lovely supper together followed by storytelling accompanied by pictures from their blog (for more details check yourself: www.tandemetafrique.canalblog.com). The evening was so good that finally Helene and Olivier decided to stay for three days to take a rest, do some washing and visit St.Martin. Riccardo showed them around Nyahururu, so they’ve seen centres for street children, Talitha-Kum, Effatha house, Marleen Project (with a new signboard, which attracts more tourist and local customers), Thompson Falls and famous hippos (the highest hippos in the world!). The best time to see hippos is 5-7pm, because it’s cooler and they can actually move and lift their heads above the water. Other times of a day you can see only their ears…

When you say good-bye to visitors usually there is other occasion to celebrate. This month it was Margaret’s birthday. Margaret is a live-in assistant in Effatha, for many regarded as Mum, so a big celebration was organised to confirm that we appreciate her presence in the house and celebrate her life. Celebrating birthdays (so important in Europe especially in L’Arche) is a foreign custom to African people who often don’t know how old they are, not to mention the date of their birth. Giving presents for this occasion is even more strange, so usually if people have a birthday party, they get ‘messages’ written on wood. The message can be a verse from The Bible or different famous quotation. But of course in L’Arche you get other presents as well (thanks God! 😉 ). But more important than presents is a ceremony of ‘getting baptised’ to make a person younger (still not sure about the connection between those two things). ‘Getting baptised’ is treated very seriously in the way that after the supper, no matter the weather (it can be really cold in Nyahururu especially during the night), buckets of water will be poured over you. I did feel for Margaret, but she seemed to be so happy to be soaking wet that I couldn’t resist encouraging core members to carry on with baptism celebration.

(PL) Sprzątanie

Aż trudno uwierzyć jakie ilości środów czystości i wody zużywa się codziennie w domu Arki, ale muszę przyznać,że sprzątanie jest dużo bardziej radosnym zajęciem zwłaszcza gdy myje się podłogę w wielkiej sali. Najpierw trzeba zdjąć buty i skarpetki, potem podwinąć nogawki i wziąć w ręce szczotkę (taka jakę się używa w Europie do zamiatania) teraz trzeba się przygotować na wielką ilość wody z płynem. Wody jest tyle ile nikt by się nie odważył wylać na podłogę w żadnym mieszkaniu w Europie, bo groziło by to zalaniem sąsiada. Teraz zaczyna się zabawa. Trzeba szorować podłogę miotłą stojąć prawie po kostki w wodzie. Przy tobie pracują inni asystenci i osoby niepełnosprawne. Co jakiś czas ktoś się przewróci, bo jest naprawdę ślisko (przypuszczam, że polskie przepisy BHP zabroniły by ‘takiej zabawy’). Po szorowaniu następuje zmiana narzędzia pracy. Wszyscy dostają coś co przypomina wycieraczkę samochodową na długim kiju. Teraz kilka następnych wiader z wodą (tym razem czystej, bez płynu) podmywa ci stopy i zaczyna się wymiatanie wody z pomieszczenia. Rzeka wody wylewa się drzwiami i momentalnie wsiąka w ziemię. Podłoga schnie w 5 min i praca jest zakończona. Sprzętanie łazienek też ma swój urok, bo po potraktowaniu umywalki i toalety taka ilością środka czyszczącego jaką normalnie można by było używać przez tydzień, po prostu wylewa sią na umywalkę i sedes  wiadro wody. Potem zabiera się za podłogę w tym samym stylu jak w dużej sali i w 5 min po skończeniu pracy łazienka jest sucha. Dla mnie to prawdziwa zagadka dlaczego zużywa się tak dużo środków czystości i wody na coś co można by zrobić tanim kosztem używając mopa. Przyznać jednak muszę, że nie byłoby przy tym aż tak przedniej zabawy.

(EN) Cleaning

It’s amazing how much detergent and water is used every day for cleaning in Effatha house, but I have to admit I enjoy it more and more especially when we clean the big hall. First of all you have to take off your shoes and socks, fold up your trousers, take the brush (the same we use in Europe for sweeping) and be ready for amount of water with lots of bubbles you would never dare to pour over inside your house…. and the play starts. You just scrub the floor with your brush standing in the water next to other assistants and core members who loves it as well. From time to time somebody is falling down as the floor is really slippery (I’m sure this wouldn’t be allowed in the UK because of Health & Safety regulations, but here everybody works this way). After scrubbing the more water comes, a few buckets at least and you change your tool – you take squeezer (windscreen wiper on the long stick) and you brush away the water. The river of water goes outside the building to the grass and is immediately absorbed by the ground. The floor dries in 5 minutes and the job is done. Cleaning bathrooms is fun as well as after treating sinks and toilets with far too much detergent than is really needed you just pour the bucket of water over them. After you treat the floor with the brush and squeezer as it was with a big hall and in 5 minutes everything is totally dry. For me is just amazing how much water and detergent is used for something what could be done with a mop, but I admit: with much less fun!

(PL) Być bardziej zorganizowanym

Sara czuje się już dość komfortowo z Gladys (swoją nianią), więc zdecydowałam się na zwiększenie godzin pracy. Od tego tygodnia pracuję od wtorku do piątku od 8mej rano do 4.30 po południu, a w soboty przychodzę do Effatha’y z Sarą, bo dzień zwykle jest dość spokojny, a osoby mieszkające w Arce lubią się z nią bawić.

Tygodniowy grafik dla członków wspólnoty Arka jest już gotowy. Mamy plan dyżurów dla asystentów więc jest już łatwiej zadbać o to by mieli trochę czasu dla siebie. Nadal pracujemy nad grafikiem dla osób z upośledzeniem , bo najpierw musimy zebrać odpowiednią ilość zdjęć, by ten grafik przygotować tak by był czytelny dla tych którzy nie potrafią czytać. Warsztaty w budynku o nazwie Boston House też nabierają już kształtów i pierwsze kartki i świeczki zostały tam właśnie wyprodukowane. Dominik poprowadził spotkanie formacyjne dla asystentów, aby przekazać im, że w tego typu warsztatach głównym celem nie jest produkcja, ale na nauka umiejętności. W praktyce oznacza to, że proces produkcji świeczki znacznie się wydłużył, ale osoby aktywnie w nim uczestniczą, a nie przyglądają się, jak to było dotychczas. Jak na razie warsztaty są zaplanowane od 8mej rano do 1szej po południu, a popołudnia po poobiedniej sieście wypełnione są spotkaniami dla asystentów lub domowników oraz modlitwą. Zaplanowane są też zajęcia sportowe i jak dobrze pójdzie zajęcia rehabilitacyjne dla niektórych domowników.

Wszystkie te zmiany zmobilizowały mnie do lepszej organizacji. Zaczełam od kalendarza na tyle dużego by móc w nim zapisywać notatki za spotkań lub formacji, kupiłam też torbę na ten kalendarz i na laptop. Potrzebowałam też breloczka na klucze, bo do tej pory trzymałam je na sznurówce. 😉  Na szczęście wszystkie te akcesoria mogłam kupić w Marleen Crafts w Boston House gdzie produkty ze wszystkich warsztatów St.Martin są sprzedawane. Było też możliwe, by wybrać sobie napis na oprawkę do kalendarza, więc mam tam swoje imię i logo Arki. Wyglądam więc teraz na nieźle zorganizowaną no i gdziekolwiek bym nie poszła promuję lokalne wyroby  z warsztów St.Martin.

Agnieszka

Teraz ja (Dominik) chciałbym dodać jeszcze kilka słów. Może zacznę od tego czym zajmuję się we wspólnocie St.Martin.

Kiedy przyjechaliśmy tutaj w styczniu dowiedzieliśmy się, że Raffaella (wolontariuszka z Włoch) musiała wyjechać z Kenii. Kiedy mieszkała w Nyahururu była koordynatorem ‘Marleen Project’. Marleen Crafts jest jednym z projektów St.Martin, którego zadaniem jest wsparcie (zapewnienie dochodów oraz zwiększenie umiejętności) dla osób niepełnosprawnych, byłych dzieci ulicy, osób żyjących z HIV/AIDS oraz osób, które są ofiarami przemocy.

Dyrektorzy wspólnoty St.Martin zapytali mnie, czy byłbym gotowy przejąć po Raffaelli prowadzenie tego projektu. No i się zgodziłem.

W tym samym czasie cały projekt był w trakcie wielkich zmian. W połowie stycznia przenieśliśmy warsztaty (pracownia materiałów skórzanych, oraz rzeźbiarstwo) do tego samego budynku gdzie mamy nasz sklep. Ale dla mnie ( i dla paru innych osób we Wspólnocie) te zmiany nie wystarczyły, i postanowiliśmy utworzyć dwa nowe warsztaty, gdzie osoby które mieszkają w Arce mogłyby pracować. Tak też powstała pracownia gdzie wytwarzamy świeczki, oraz pracownia rękodzieła artystycznego.

Jak możecie sobie wyobrazić, te zmiany zmieniły wizerunek całego projektu. Kiedy zaczynałem w styczniu w całym budynku pracowały (łącznie ze mną) 3 osoby. Teraz jest nas prawie 30!

Każdego dnia uczymy się bycia razem, a także jak budować wspólnotę. Wcześniej słyszeliśmy od kilku osób, że osoby niepełnosprawne, które mieszkają w Arce nie potrafią nic zrobić. Teraz odkrywamy, że osoby nie tylko lubią pracować, ale także mają ogromny potencjał, o którym same nie wiedziały.

Jeśli chcielibyście zobaczyć (i może zamówić) produkty wytwarzane w naszych warsztatach (narazie tylko artykuły skórzane i rzeźby, ale już niedługo rozszerzymy ofertę o świece i inne artykuły), zapraszam na stronę: www.marleencrafts.saintmartin-kenya.org (póki co strona po angielsku, ale już pracujemy nad polską wersją!)

Dominik

(EN) Getting organised

Sara started to be comfortable with Gladys (babysitter), so I started to be free to expand my working hours. From this week I work from Tuesday till Friday 8am – 4.30pm and on Saturday I go to Effatha with Sara as the day is more relaxed and core members likes to play with her.

The weekly time table for L’Arche members is clearer as well. We have rota for assistants, so there is easier to plan working and personal time for them. We are still working on timetable for core members as we need to have many pictures which help them to see what they will do each day a week. The workshop in Boston House gets its shape as well the first cards and the first candles made by core members are produced. Dominik has led the very good meeting-formation for assistants to help them understand that the workshop shouldn’t be focused on production, but on learning skills by core members, so now the process of making candles is much slower as core members starts to make them instead of watching the process. For the time being workshops are planned from 8am till 1pm and afternoons after siesta are taken by team and core members meetings and Lent prayer time. Some sport activities will be planned soon and hopefully some core members will have rehabilitation sessions.

It pushed me to get more organised myself. I needed a new diary with a lot of space to write agendas and notes from my meetings and reflection times and a bag for my diary and a laptop. I even needed key-ring as till now I had my keys on a shoe lace. Fortunately I could buy all those items in Marleen Crafts in Boston House when the products from all St.Martin’s worshops are sold. And I could even ask for personalised message on a cover of my diary, so I’ve chosen to have my name and L’Arche logo. I do look much more organised now and wherever I go I promote St.Martin’s products.

Agnieszka

And now I (Dominik) would like to add a few words. Maybe I will write about what I do in St.Martin.

When we arrived in January we got to know that Raffaella (the volunteer from Italy) had to leave Kenya and return home.  When she lived in Nyahururu she was the coordinator of Marleen Project. Marleen Crafts is an income generating project of St.Martin that provides skills and income to people with disabilities, former street children, people living with HIV/AIDS and survivors of violence. The directors of St.Martin asked me whether I would like to take over from Raffaella and run the project. And I agreed.

At the same time the whole project was going through some changes. In mid-January we moved the workshops (leatherwork and carving) to the same building where the curio shop is (The building is called Boston House). Also, as it was important to me (and some other members of St.Martin) we decided to start new workshops, so core-members of L’Arche Kenya Effatha Home could have a place where they can work. This way we created a candle workshop and crafts workshop.

You can imagine that these changes have transformed the image of the whole project. When I arrived there were 3 of us working in the building. Now it is almost 30 people !

Each day we are learning how to work together, and how to build community. Before we heard some people saying that core-members have no ability to do anything. But we are discovering that core-members not only enjoy working, but also have a great potential, which they were not aware of.

If you’d like to see (or maybe even order) some products we make in our workshops (leather and carving only for now, but soon we will extend it with candles and other crafts) please go to: www.marleencrafts.saintmartin-kenya.org

Dominik

(PL) Spotkanie z polskimi Franciszkanami w Kenii

W ostatni weekend wyjechaliśmy do Nairobi gdzie zatrzymaliśmy w domu misyjnym Franciszkanów, którzy raz w miesiącu zapraszają wszystkich polaków mieszkających w Kenii na Mszę Świętą w języku polskim. Po Mszy wszyscy zostają na poczęstunku. Jest to okazja, by się poznać, by ‘nowi’ mogli się przedstawić, by ambasador przekazała wszystkie wiadomości i poinformowała o imprezach organizowanych w ambasadzie. Tym razem mieliśmy okazję poznać aż trzech amsasadorów, bo Ambasador RPA i Etiopi byli w Nairobi i też przyszli się przywitać. Ale tak naprawdę rozmawialiśmy głównie z osobami, które już od dawna są w Afryce i które były ciekawe co my tutaj robimy.

Po oficjalnym spotkaniu mieliśmy kolację przygotowaną wspólnie z Franciszkanami i dzieliliśmy się różnymi doświadczeniami z życia w Kenii. Dowiedzielismy się też gdzie można w miarę tanio kupić dobry ser w okolicy Nyahururu, bo jeden z braci mieszkał jakiś czas w Subukii, która jest zaledwie 26km od Nyahururu, więc wiedział gdzie czego szukać (a nasze szczególne zainteresowanie serem jest spowodowane tym, że mieszka z nami Alice, która jest z Francji). Właściwie to odwiedziliśmy Subukię jakieś dwa tygodnie temu. Dowiedzieliśmy się, że jest tam największe w Kenii Sanktuarium Maryjne. Postanowiliśmy więc odwiedzić to miejsce.  Kiedy mieliśmy już wracać spotkaliśmy jednego franciszkanina, który poinformował nas, że mieszka tam jeden ojciec z Polski. Wskazał nam miejsce w którym on akurat pracował. Poszliśmy więc się przywitać. Powinniście zobaczyć minę Ojca Kazimierza, kiedy weszliśmy do warsztatu w którym pracował i przywitaliśmy go słowami ‘Szczęść Boże’.  Natychmiast zakończył swoją pracę i poszliśmy do jego domu na kawę. Było to bardzo miłe popołudnie. A sama Subukia to naprawdę malownicze miejsce , więc na pewno wrócimy tam kiedyś z naszymi gośćmi. Mamy też nadzieję, że Ojciec Kazimierz wybierze się do nas, bo Nyahururu jest dla niego najbliższym miasteczkiem, gdzie można zrobić poważniejsze zakupy.

Odwiedziliśmy też Franciszkanów w Limuru, bo zależało nam by nam pokazali drogę do Nairobi, gdzie jechaliśmy pierwszy raz na polską Mszę. Ruszyliśmy więc za nimi w naszym samochodzie i pewnie wyglądaliśmy dość ciekawie, bo samochody są niemal identyczne. Nie dość,że ta sama marka, ten sam kolor to jeszcze tablice rejestracyjne różniły się tylko jednym znakiem, więc wyglądaliśmy jak bliżniaki. Do Limuru wstąpiliśmy też w drodze powrotnej, bo Dominik miał interes do załatwienia z bratem Robertem (który jest odpowiedzialny za drukarnię Kolbe press w Limuru), bo sklep potrzebuje nowych ‘etykietek reklamowych’. Dominik je zaprojektował – teraz tylko trzeba wydrukować.

Tak więc nasze spotkania z Polakami były bardzo owocne i miłe dlatego planujemy utrzymywać z nimi stały kontakt nawet gdy nie będziemy w stanie zawsze zjawiać się na comiesięcznej polskiej Mszy.

(EN) Meeting Polish Franciscans in Kenya

Last weekend we spent in Nairobi in Franciscan home for seminars as they invite for a polish Mass on the first Sunday of a month. After the Mass there is a meeting where all Polish people can get to know each other, new people can be introduced and the ambassador can say all the news and invite people for events held in the embassy. This time we met even three ambassadors as the ambassador from South Africa and from Ethiopia were present as well, but the real conversation we had with a few people who live in Africa for some time now and who were very curious what we are doing here.

After the official meeting we had nice supper prepared together with polish Brothers and Fathers during which we talked more about our life in Kenya and we exchanged some practical info e.g. where to buy good cheese cheaply in area of Nyahururu as one of the brothers lived in Subukia which is a pilgrimage place 26km away from Nyahururu, so he knew those kind of things (and we were particularly interested in cheese, as Alice – our friend who lives with us is originally from France). Actually we have visited Subukia two weeks ago. We got to know that it is the place where is national Marian Shrine, where a lot of pilgrims go to pray. So we went there to see the place. Just before departing from there we met one franciscan, who told us there was one father from Poland, so we went to greet Father Kazimierz. He was working in the workshop when we came. You should see his face when we said in Polish ‘Szczesc Boze’. He invited us for coffee and we had really nice chat. Also the place is really beautiful with a lovely shrine, so we are sure that we’ll take our visitors there. We hope also that Father Kazimierz will visit us soon as Nyahururu is the closest shopping town.

We have visited also Franciscans living in Limuru as they are on the way to Nairobi and Domink asked if we can follow them while going to the polish Mass for the first time as we didn’t know the way. I guess we looked a bit funny as our car is identical as theirs – the same mark, colour, and the number plate is different from ours only by one number, so we looked like twins travelling together. On the way back we popped again to Limuru as Dominik had some business for brother Robert who is in charge of Kolbe press –the printing press where the product tags designed by Dominik will be printed.

We did enjoy all our meetings with polish people who live in Kenya and are sure be in touch with them even if we won’t be able to go to Nairobi each month for a Mass.

(PL) Nowi Odpowiedzialni w Arce

W zeszły czwartek Zarząd (który pełnił też rolę grupy odpowiedzialnej za proces rozeznawania) ogłosił że nowy Odpowiedzialny za wspólnotę Arki w Kenii został wybrany i w domu Effatha odbyło się wielkie świętowanie. Wybrańcem okazał się Maurice Muthiga. Huraaaaa!!! Jest to ten sam Maurice, który w grudniu odwiedził Polskę i miał szansę odwiedzić wszystkie polskie wspólnoty, odwiedzić warsztaty (te prowadzone przez Arkę jak i te prowadzone przez inne organizacje) i porozmawiać z polskimi odpowiedzialnymi z jakimi wyzwaniami się spotykają jako liderzy.

Dom Effatha bardzo ciepło powitał Maurice’a, który zaczął swoją rolę od razu. Otrzymał też symbol reprezentujący jego nową role: ‘fly whisk’, który w kulturze afrykańskiej jest symbolem uznania i szacunku jako że starsi i respektowani członkowie plemienia używali go podczas ważnych spotkań. Tak więc następcy Maurice’a też go otrzymają i potem przekażą swoim następcom – i tak następna ‘nowa tradycja’ Arki w Kenii została zainicjowana!

Ja z kolei bedąc ‘Assistant Community Leader’ którą to funkcję można rozumieć jako wice dyrektor lub jako lider wspomagający asystentów (oba opisy mają w sobie coś z prawdy jako że będę wspierać Maurice’a we wszystkim co potrzeba, ale głównie będę formować i wspierać asystentów) będę więcej obecna w domu jako, że Maurice nadal będzie pracować w St.Martin w dziale Public Relations a dom nadal nie ma odpowiedzialnego za dom.

Co więcej w tym tygodniu dowiedziałam się też, że Wspólnota w Brecon ma też nowego dyrektora/odpowiedzialnego. Bardzo się cieszę, że jest nim Mariusz Pietrus i że zaczyna już w marcu. Powrót Mariusza do Brecon i zaakceptowanie przez niego odpowiedzialności  przyniósł mi wielką ulgę, bo nie ukrywam, że martwiłam się o Brecon i czasem czułam się winna, że opuściłam tą wspólnotę mimo, że wiedziałam że dokonałam dobrego dla siebie i dla wspólnoty wyboru – wszyscy potrzebowaliśmy poważnych zmian. Teraz już nic mnie nie powstrzymuje od pełnego zaangażowania się w Arce w Kenii.

(EN) New L’Arche Leaders

Last Thursday the Board (which acted as a discernment team) has announced the outcome of a discernment process in L’Arche Kenya and we held a celebration to welcome a new leader in Effatha House. The chosen one is: Maurice Muthiga . Hurray!!! The same Maurice who visited Poland in December and had a chance to see Polish communities, workshops run by L’Arche (or other organisations) and who managed to talk with all Community Leaders about challenges of their role. Maurice was warmly welcomed by the house and he started his role straight away. He has received the symbol of his new role: fly whisk which is associated in african culture with a great respect and leadership as the old and wise people had it. So all the next leaders will carry on and pass to others this symbol – so another ‘new L’Arche tradition’ has been set!
As an ‘Assistant community Leader’ I will support Maurice especially during the first stage of his mandate when the structure of the house is reviewed and assistants trained/formed. This is needed as Maurice is still working in PR department of St.Martin and his availability for the new role is restricted and still there is no House Leader in place.
At the same time I’ve got the news that Brecon Community has a new leader as well. I’m very glad that Mariusz Pietrus has accepted the role and can start in the beginning of March. For me is a great relief that the discernment process has brought him back to Brecon and enabled me to feel at peace while I’m away as being honest I’ve kept Brecon in my heart and sometimes felt a bit guilty leaving the community even if I strongly felt that it was time for me and for the community to change something significantly. Now I feel relieved and can engage heart fully in L’Arche Kenya.

Agnieszka

(PL) Służba zdrowia

Jeśli chodzi o problemy zdrowotne, to pierwsze dwa tygodnie minęły bez niespodzianek, więc teraz nadszedł dla nas czas by poznać działanie miejscowej służby zdrowia. Wszystko zaczeło się, gdy szukaliśmy miejsca, gdzie Sara mogłaby dostać szczepionki. Prywatna przychodnia pod nosem wydawała się oczywistym punktem zaczepienia,ale niestety siostry nie miały na składzie szczepionki przeciw żółtaczce i musieliśmy pojechać do odległego o 90min szpitala misyjnego polecanego nam przez europejczyków mieszkających tutaj. Sara dostała też lekarstwo na ‘białe plamy na języku’ więc szpital naprawdę nieźle się zaprezentował. Wszystko było dobrze aż do czasu gdy Sara dostała gorączkę 39.7˚C (tylko w nocy, bo w dzień wyglądała na całkiem zdrową), a gdy gorączka przeszła (po dwóch nieprzespanych nocach) przyszły kłopoty żołądkowe spowodowane zmianami sposobu żywienia. Tak więc wypadało odwiedzić miejscowego pediatrę. Po zobaczeniu Sary ubranej dużo lżej niż miejsowe dzieci (które gotują się w wełnianych czapkach i kombinezonach godnych eskimosom) pierwsza diagnoza brzmiała: zimny klimat w Nyahururu nie sprzyja małej. Ale gdy wyjaśniliśmy, że właśnie przyjechaliśmy z kraju, gdzie o tej porze roku temperatura utrzymuje się na poziomie -10˚C pani doktor zaczeła szukać innych powodów niedyspozycji Sary. W końcu po gruntownym zbadaniu Sary (włączając badanie labortoryjne na wykrycie bakterii i robali na wyniki którego czeka się zaledwie 15 min) pani doktor przepisała Sarze miksturę ziołową, która od razu postawiła Sarę na nogi. Dowiedziałam się też, że aby uniknąć tego rodzaju kłopotów żołądkowych powinnam zawsze dodawać gotowanego banana do wszelkich potraw Sary zawierających gotowanego ziemniaka. Pani doktor była zszokowana, że daję takiemu małemu dziecku surowego banana, a ja otworzyłam szeroko oczy,że można banana ugotować i jeść jak warzywo, które smakiem bardziej przypomina pietruszkę niż ‘normalnego’ banana.W międzyczasie dowiedzieliśmy się, że Sara waży juz 9.3kg, wyrosły jej też 3 kenijskie zęby oprócz tych pięciu polskich, a to wszystko kosztowało nas zaledwie kilka siwych włosów – niewielka cena za wiedzę gdzie pójść w razie jakiejś poważniejszej choroby.

(EN) Health services

Health wise the first two weeks were perfect for all of us, so it was the time to get to know local health services. Everything started with trying to find the place where Sara can get her immunisations sorted. The local private dispensary was the place, but sisters didn’t have any Hep B imm. in stock so we had to visit the best hospital in the area situated in North Kinangop (90min away from Nyahururu) . Sara also got a treatment for her oral trash there and everything seemed to be sorted as the hospital proved to be really good. So everything was fine…..  till the time when her temperature reached 39.7˚C (only at nights as during the day she seemed to be perfectly well) and straight after two sleepless nights the change of food spoiled her digestive system so we needed to get to know local paediatrician. Seeing Sara dressed much more lightly then local kids who wear woollen caps and Eskimo-like cloths, the first diagnosis was that Sara has a problem with a local cold weather and she should wear gloves as her hands are cold, but when we explained that she has just came from the land when this time of the year the temperature stays below -10˚C the doctor started to look for different causes of Sara’s problems. Finally after the good examination (including laboratory check for bacteria and worms – and believe it or not you wait only about 15min for the results !!!) the paediatrician gave Sara a miracle herbal remedy which immediately did the job and now Sara is back in a good shape. I’ve learned as well that to avoid this kind of problems I should give Sara a cooked banana when I gave her a cooked potato (even if potato is just one of the soup ingredients). The paediatrician was shocked that I dare give Sara raw banana and I was shocked that you can cook banana, which taste completely different that the raw one and resembles more a cooked parsley than anything else. In the meantime we had a chance to check that Sara’s weight is 9.3kg; she has now 3 Kenyan teeth apart from 5 polish ones and we probably have more gray hair, but at least now we know where to go in case of future health problems.

(PL) w roli gospodarzy

kliknij na zdjęcie aby zobaczyć galerię

W pierwszym tygodniu pobytu byliśmy wszędzie zapraszani i wszędzie witano nas jako gości, ale już w drugim tygodniu role się zmieniły i zaczeliśmy występować w roli gospodarzy.

Najpierw przyjęliśmy pierwszych gości z Polski. Wojtek Zieliński (członek zarządu krajowego Arki) wraz ze swoją rodziną postanowił dostosować trasę swoich wakacji w Kenii tak, aby móc do nas zaglądnąć w zeszły czwartek. Było to dla nas zrządzenie losu, bo mogliśmy poprosić go o przywiezienie kilku niezbędnych dla nas polskich produktów (typu kawa Inka), które nie są dostępne tutaj. Nasi goście byli zaproszeni do domu Effatha na kolację, a tutaj każda kolacja kończy się wesoło. Tym razem było to oficjalne powitanie gości, które przekształciło się szybko w śpiewy i tańce do rytmu bębna. Co do noclegu, to czekało nas przemeblowanie salonu i stworzenie gigantycznego łóżka dla dzieci. Użyliśmy do tego kilku naszych i kilku pożyczonych z Arki materacy. Ja z Dominikiem przenieśliśmy się do pokoju Sary i tym sposobem wszyscy mieliśmy w miarę komfortowy nocleg. Poranek następnego dnia miał napięty program, bo nie jest łatwo zmieścić w kilku godzinach spotkania z dyrektorami i odwiedzin w różnych projektach prowadzonych przez wspólnotę St.Martin. Ale Maurice zadbał o to by ten czas dobrze wykorzystać i bez wątpienia nasi goście mieli okazję zobaczyć wystarczająco dużo by się tą wspólnotą oczarować.

A w tym tygodniu mieliśmy doskonałą okazję, by zaprosić gości do naszego domu, bo Dominik obchodził swoje 30-te urodziny . Zaprosiliśmy tych z którymi będziemy blisko współpracować. Niektórzy z nich po raz pierwszy byli w ‘brothers house’ (tak nazywa się dom w którym mieszkamy), inni byli już tutaj gdy zapraszał ich Luca z rodziną zanim wyjechali w maju. Nie policzytliśmy dokładnie ilu gości przyszło, ale na pewno było więcej niż 35 osób, wiec doceniliśmy to że nasz dom jest taki duży. Dominik przygotował pokaz slajdów w którym zawarł zdjęcia od wczesnego dzieciństwa aż po dzień dzisiejszy. Mieliśmy też modliwę urodzinową w arkowym stylu, która wywarła duże wrażenie zwłaszcza na ludziach, którzy niewiele z Arką mają wspólnego. Lucy (nasza pomoc domowa) przygotowała niezwykły posiłek, ale tort urodzinowy okazał się całkowitym niewypałem, co też miało swój urok i przyczyniło się do nadania imprezie swoistego charakteru. Dominik cudem uniknął zmoknięcia, bo tutejszym zwyczajem osoba ochodząca urodziny jest obficie polewana wodą tak jak w Polsce na dyngusa. Gości powstrzymywał fakt, że byli zaproszeni tutaj po raz pierwszy, ale co się odwlecze to nie uciecze. Teraz mogą dopaść Dominika w każdej chwili, bo z tego co mówią nie sądzimy by sobie odpuścili.

(EN) Being hosts

click on the photo to see the gallery

Our first week was about being invited and being guests in different places, but already in the second one we were mostly hosts.

First of all we had our first visitors from Poland. Wojtek Zielinski (the member of national board of L’Arche Poland) with his family have adjusted their route during their holidays in Kenya and visited us last Thursday. It was lucky for us as we could ask them to bring for us some essential goods from Poland which we cannot buy locally. Our guests were welcome by Effatha for a supper where as usually the meal finished with warm welcome and speeches, music and dancing. For the night we had to rearrange our sitting room making a huge bed for children using ours and borrowed from L’Arche matreses, Dominik and I moved to Sara’s room and we all had reasonable comfortable sleeping place. The next half a day was busy as it’s not easy to meet directors and visit St.Martin community in such a short time, but Maurice made sure that our guests used their time wisely and we are sure that they had seen enough to fall in love with this community.

This week we had a good excuse to welcome to our house all people we will work closely with as Dominik celebrated his 30th birthday. Some of them were in ‘brothers’ house’ for the first time, some were here already, but welcome by Luca’s family which left last May. We haven’t counted our guests, but for sure there were more than 35 people, so we were very grateful that we stay in such a big house. Dominik has prepared the slideshow with pictures from his childhood up to now and we had a ‘L’Archy style’ prayer for him which made a big impact especially on people who don’t know L’Arche. Food prepared by Lucy (our house help) was excellent, but a birthday cake was quite a disaster, but it made a celebration even more special. Miraculously Dominik avoided being wet as the local tradition is that guests pour buckets of water on the person celebrating his/her birthday, but it looks like this is just postponed as nobody wanted to do it in Dominik’s house during the first visit, but anytime now Dominik can expect few buckets of water poured on his head.

(PL) Nasz pierwszy tydzień

/kliknij na zdjęcie, aby obejrzeć galerię/

Minął nasz pierwszy tydzień w Afryce. Trochę się już oswoiliśmy i Dominik zaczął już swoje obowiązki we wtorek. Ja nadal daję sobię czas i tylko czasem razem z Sarą odwiedzamy sobie dom Arki.

W sobotę odwiedziliśmy rodzinę jednego z członków wspólnoty, któremu zmarła mama. Zgodnie z tradycją każdego popołudnia aż do dnia pogrzebu prowadzone są tu modlitwy w domu rodzinnym. Ten rodzaj pożegnania jest tutaj bardzo ważny. Powiedziano nam, że nawet ważniejszy niż wesele. Dlatego też mimo,że nie znaliśmy tego członka wspólnoty było dobrze widziane byśmy tam pojechali. Modlitwa była bardzo prosta. Przemowy członków rodziny przeplatane były czytaniami i śpiewem. Było to piękne pożegnanie pełne rytmicznej muzyki i tańca. Jak się okazało tego dnia nie było wielu ludzi, bo zapowiadało się na deszcz. W drodze powrotnej przekonaliśmy się dlaczego tak wielu ludzi zrezygnowało z podróży. Zrobiło się bardzo błotniście, a jazda w błocie może być tylko porównana z jazdą na lodzie przypruszonym śniegiem. Była to szczególna jazda zwłaszcza, że musiałam trzymać Sarę na kolanach, bo podróżowaliśmy w przeładowanym samochodzie terenowym. Jak łatwo zgadnąć Sara nie była jedynym podróżnym, który siedział komuś na kolanach, ale wyglądało na to że osoby niepełnosprawne przyzwyczajone są do tego standartu podróży. Sara też szybko się przystosowała: gdy się najadła to udało jej się nawet troszeczkę pospać.

W niedzielę znów przyłączyliśmy się do Arki i poszliśmy razem do kościoła. Co niedziele dom Effatha daje świadectwo w innym kościele. Tym razem byliśmy na śpiewanej rytmicznie Mszy w kościele katolickim w języku kikuyu. Sarze podobała się muzyka, ale w kościele było troche za gorąco, więc staneliśmy przy drzwiach, gdzie obległy nas dzieci, które chciały uścisnąc rękę Sary. Jakoś to przeżyliśmy 😉

W poniedziałek załapaliśmy się na kolejne świętowanie w domu Arki. Obchodzono pierwszą rocznice przyjęcia osób do Arki. Była Msza Święta, a potem uroczysta kolacja i świętowanie. Niestety nie zostaliśmy do końca, bo Sara była bardzo zmęczona i musiała natychmiast pójść spać.

Dzień później my i trójka gości z Włoch byliśmy powitani przez Ojców w naszym domu. Mieliśmy tradycyjnie przygotowany przez Paulę włoski makaron i tradycyjne kenijskie chiapatti (rodzaj nalesnika) przygotowane przez Lucy – naszą pomoc domową. Ojciec Rafaelle przyniósł krzesełko do karmienia dla Sary tak, że będzie mogła z nami jadać posiłki przy stole. Sara była tak wdzięczna, że zabawiała nas przez cały wieczór jak to ona potrafi robić.

… i taki był nasz pierwszy tydzień (w pigułce)

(EN) The first week

/click on a picture to see the gallery/

The first week in Africa has gone by. We feel more settled and Dominik started his responsibilities already on Tuesday. I still take it gently taking Sara with me whenever I go to Effatha house.
On Saturday we visited the family of a community member whose mother passed away. Traditionally each afternoon before the funeral there is a prayer held in the house. This way of saying good bye is very important here. We were told that even more important that the wedding, so even if we didn’t know that community member it was important that we went there. The prayer was very simple, the speeches of the family members, readings, singing. But it was a real beauty in this celebration full of music and dancing. Apparently that day there wasn’t many people as it was raining. On our way home we’ve seen why not many people decided to drive there. It was very muddy and driving in mud can be only compared with driving in snow or ice. It was quite a journey especially that I had Sara on my laps and we travelled in overloaded 4×4. As you can guess Sara was not the only one who sat on somebody’s laps, but it looked like core members got used to this standard of travelling. Sara adjusted as well: after being fed she even managed to get a nap.
On Sunday we joined L’Arche for a Mass. Effatha house goes each Sunday to a different church to announce L’Arche (as we would say). This time it was catholic mass in kikuyu language with lots of very rhythmic music. Sara loved the music, but there was very hot in the church, so we had to stay by the door with all the children who wanted to shake Sara’s hand, but we survived 😉
On Monday there was a very nice celebration in Effatha house – one year since the first core members were welcome into the house. We had a mass followed by the meal and the celebration. We have missed the last part of it as Sara was very tired and she desperately needed to go to bed.
The day after we and three other Italian people (two guests and one newcomer) were welcome by the Fathers in our house. We had traditional Italian pasta made by Paula and traditional Kenyan chiapatti made by Lucy who helps us in the house . Father Rafaelle brought a high-chair for Sara, so she will be able to join us at meal times. Sara was so grateful that she entertained us throughout the whole evening.

… and it was our  first week (in a nutshell)

(PL) Pozdrowienia z Kenii

Jesteśmy już w naszym domu w Nyahururu. Podróż była długa, ale na szczęście Sara się spisała na medal: żadnego płaczu, żadnego narzekania, tylko pełnia szczęścia, bo tyle było nowych rzeczy i ludzi do zobaczenia.

Wylecieliśmy z Warszawy z opóźnieniem, bo musiano rozmrozić skrzydła samolotu. Dlatego dolecieliśmy do Amstardamu mając tylko tyle czasu, by przesiąść się na kolejny samolot. My zdążyliśmy, ale wygląda na to, że nasze bagaże nie bardzo, bo trzy spośród sześciu nadanych i fotelik samochodowy Sary nie dotarły do Nairobi. Czekanie w kolejce do zgłoszenia zaginionego bagażu trwało wieki – jedynie Sarze to nie przeszkadzało, bo znalazła wielkie papierowe etykietki od bagażu, który dotarł i zaczeła się nimi bawić (nadal wszelkiego rodzaju ‘metki’ są jej ulubionymi zabawkami).

Ponieważ dolecieliśmy dość późno, spędziliśmy noc w Nairobi. Było tam niesamowicie ciepło, chociaż była noc i powiedziano nam,że jest dużo chłodniej niż w ciągu dnia. Następnego straciliśmy ranka dużo czasu, by się dowiedzieć, że nie ma większych szans, by bagaż dojechał jeszcze tego samego dnia, więc zdecydowaliśmy, że jedziemy do Nyahururu mając nadzieję, że bagaż kiedyś też tam dotrze. Trzy godziny jazdy po drodze, która ma więcej dziur niż asfaltu (i to bez fotelika samochodowego) można by już nazwać przygodą. Tylko Sarę to jakoś nie ruszało, całą drogę miała świetny nastrój, a nawet zdołała się trochę zdrzemnąć.

Gdy dojechaliśmy okazało się, że Dominik i Sara mają bagaże ze swoimi ubraniami, ale moje zaginęły. Miałam tylko te które były w moim bagażu podręcznym. Szafa Sary też nie jest idealna, bo dotarły ciuszki na dziecko 12-18 miesięczne, a Sara ma niespełna 9. Oznacza to,że wygląda teraz trochę śmiesznie chodząc w zadużych spodniach i rękawach. Ma to jednak swój urok.

Wieczorem byliśmy zaproszeni na kolację do domu Arki (Effatha). Bardzo ciepło nas tam powitano i znowu Sara była atrakcją wieczoru. Zdumiewające było to, że nie tylko każdemu dała się wziąć na ręce, ale jeszcze wyglądało na to,że jej się to naprawdę podoba. Mieliśmy pyszną kolacje, smaczne ciasto a potem modlitwę w kaplicy. Już teraz czujemy się tutaj jak w domu.

Następnego ranka (tzn. dzisiaj) obudziliśmy się o jedenastej i niewiele zdołaliśmy dziś zrobić. Poszliśmy tylko kupić jakieś jedzenie i napisaliśmy ten wpis na blogu. Jutro zaczynamy o 9tej od spotkania z dyrekcją St.Martin i dowiemy się co będziemy robić tutaj przez kilka następnych dni.

(EN) Greetings from Kenya

We are already in our home in Nyahururu. The journey was long, but Sara was a star: no crying, no making fuss, just pure joy of seeing so many new things and making new friends.

The take off from Warsaw was delayed as the frozen wings needed to be sorted, that is why we arrived in Amsterdam just in time to rush to another plane. We managed to catch it, but it looks like our luggage didn’t as three out of six our bags and Sara’s car seat were missing when we arrived to Nairobi. Waiting in queue for completing paperwork took ages – only Sara stayed calm and played with paper labels sticking out of bags which arrived with us as labels are still her favourite toys.

As we arrived quite late we spent a night in Nairobi. It was very, very hot even that it was a night and as we were informed the temperature dropped significantly. The next morning we spent some time to discover that we won’t get our bags that day, so we decided to go Nyahururu hoping that bags would follow us at some point. Three hours drive on bumpy road (without a child seat) could be called ‘the adventure’. Again only Sara enjoyed it and even managed to get some sleep.

When we arrived we discovered that Dominik and Sara have bags with their clothes, but all mine are missing. I had only those which I had in my hand luggage. Clothes for Sara weren’t perfect neither as the luggage with the clothes for 12-18 months arrived (she is 8 and ½ at the moment), which means that she looks a bit funny with too long trousers and sleeves.

In the evening we were invited for supper to Effatha (L’Arche house). We had a very warm welcome there and again Sara was the most important person. It was amazing to see how she not only didn’t mind, but really enjoyed to be passed from one person to the other. We had lovely supper, nice cake and prayer in the chapel. We already feel home in here.

The following morning (it means today) we woke up at eleven and haven’t managed to do much apart from food shopping and writing this post. Tomorrow we start at 9am to meet with the directors and find out how our first days here will look like.

(PL) Wysyłanie i wylatywanie

Zaraz po warsztacie prowadzonym przez Arkę w ramach spotkania Taize wskoczyliśmy w samochód i pojechaliśmy do Wrocławia. Dotarliśmy tam na 21szą, w sam raz by zacząć imprezę Sylwestrową i powitać Nowy Rok wraz z naszą ‘ rodzimą wspólnotą’. Impreza była pierwsza klasa, dobra muzyka i jeszcze lepsze jedzenie (które jeszcze będzie spożywane przez kilka najbliższych dni jako że nie było sposobu by zjeść wszystko podczas jednej nocy) Sara przegapiła imprezę. Spała tak mocno, że nawet huki o północy nie były w stanie jej obudzić, co było trudne do uwierzenia, bo sztuczne ognie były naprawdę okazałe i bardzo głośne. Ja i Dominik poszliśmy spać okolo 1.30 w nocy, ale niektórzy bawili się do białego rana. Dlatego też śniadanie zjedliśmy skoro świt o 11tej. Zaraz po nim poszliśmy do kaplicy na modlitwę podczas której nasza rodzina została wysłana na misję do nowopowstałej wspólnoty Arki w Nyahururu. Otrzymaliśmy symboliczny prezent – odcisk stopy pielgrzyma, która będzie nam przypominać, że gdziekolwiek byśmy nie byli chcemy być pielgrzymami, nie turystami a podpisy ludzi którzy nas wysyłają będą nam przypominały gdzie jest nasz dom.

Wzieliśmy nasz syboliczny prezent i wyjechaliśmy do Krakowa, gdzie czekało nas ostateczne pakowanie i ważenie walizek ponieważ następnego ranka (dzięki mojej siostrze i jej koledze) nasze bagaże wyjechały samochodem do Warszawy byśmy mogli bez stresu i ciężarów podróżować z Sarą pociągiem.

Na sobotę mieliśmy zaplanowaną podróż do Zakopanego, gdzie Giovanni miał czekać na nas i odebrać produkty wyprodukowane w Kenii, które dla niego mieliśmy. W ostatniej chwili odwołal to spotkanie więc zastanawiliśmy się, czy jest sens jechać jeszcze do Rabki, czy po prostu zrobić sobie dzień wolny w Krakowie. Plan zmieniał sie 5 razy aż po piwie wszystko się wyklarowało. Sara została ze mną w Krakowie, Dominik pojechał do Rabki po moją Mamę i kilka pozostawionych tam rzeczy a Maurice pojechał do Warszawy… i dobrze się stało, bo dzięki jego kontaktom w Warszawie mieliśmy gdzie zostawić bagaże, bo u Bartka gdzie mieliśmy się zatrzymać nie było nikogo w domu przed 19.30. Aż trudno nam było uwierzyć spoglądając na mapę, że znajoma Maurice’a mieszka na sąsiedniej ulicy od mieszkania Bartka.

Ale rzeczywistość okazała się mniej piękna, bo ulica Żeromskiego gdzie mieszka Bartek z rodziną nie tylko nie jest na sąsiedniej ulicy, ale przede wszystkim w sąsiednim mieście (Piastowie) 😉

Dzisiaj odwiedziliśmy warsztat zwany ‘parter’ w którym poracują ludzie związani z projektem Arki w Warszawie i mieliśmy okazję, by podzielić się problemami i nadziejami związanymi z inicjatywami jakie podjęliśmy. Jeszcze tego samego wieczoru mieliśmy projekcję filmu o wspólnocie St.Martin po której rozgorzała się dyskusja w czasie kolacji dotycząca sytuacji w Kenii i Tanzanii. Ks. Hieronim Siwek SDS powiedział nam o swoich 40 latach pracy misyjnej w Tanzanii, który wraz z Maurice’m z Kenii porównywali historię i obecną sytuację w tych dwóch krajach- była to bardzo fascynująca dyskusja, nawet niezrozumiałe dla nas fragmenty rozmowy w suahili.

Zaraz po kolacji włożyliśmy już bagaże do samochodu, aby były gotowe do wyjazdu na lotnisko o 4tej rano i za jakieś pół godziny będziemy już smacznie spali, by łatwiej się rano wstawało. Prosimy o pamięć i modlitwę, aby podróż przebiegła sprawnie.

Następny wpis wyślemy już z Kenii.

(EN) sending and taking off

We dashed into the car straight after Taize workshop (led by L’Arche) and managed to get to Wroclaw for 9pm, just in time to welcome the New Year together with our ‘home community’. The party was great, good music and even better food (which will be eaten for the next few days, I suppose, as there was much more than we were able to eat). Sara missed the party. She slept so well that even midnight fireworks didn’t wake her up, which was very surprising as they were very impressive and pretty laud. Dominik and I went to bed around 1.30am, but some celebrated till the morning. That is why we had early breakfast at 11am and straight after we met at the chapel for the prayer during which Dominik, Sara and I were sent for the mission to the newborn L’Arche community in Nyahururu. We have received the symbolic gift from our ‘home community’ – the pilgrim’s footprint, which will remind us that wherever we travel, we want to be pilgrims, not tourist and the signatures of people sending us will remind us where we should come back when our mission will be finished.

We took our symbolic gift and left Wroclaw to get to Krakow to do final packing as the following morning (thanks to my sister and her friend) our luggage went by car to Warsaw, so we could travel light by train with Sara without being too stressed.

The plan was that some of us will go to meet Giovanni in Zakopane to give him some carvings from Marleen’s project in Nyahururu, but as Giovanni cancelled the appointment we tried to figure out if we need to go to Rabka before departure or we can just have one rest day in Krakow. Plan changed 5 times, but beer help us to reach the final decision 😉 . Sara and I stayed in Krakow, Dominik went to Rabka to pick up my Mum and a few things left there, Maurice went already to Warsaw… and it was providence as thanks to his contacts in Warsaw we had a place to leave our luggage as there was nobody in Bartek’s house (where we’ll be staying overnight) and believe it or not if you look at the map the flat of Maurice’s friend is on the next street to the Bartek’s one.

But the reality is not so beautiful as Żeromskiego street where Bartek lives not only is the next street from Ania, but also it’s in a different city (Piastów) 😉

Today we have visited ‘Parter’ – the small workshop where work people connected with L’Arche Warsaw project and had opportunity to talk about our hopes and struggles conected with initiatives undertaken by us. And in the evening we had projection of the film about St.Martin Community followed by the conversation around the table about realities in Kenya and in Tanzania. Father Hieronim Siwek SDS told us about his 40 years of mission work in Tanzania and together with Maurice from Kenia they could compare the history and current situation in those two counties – it was very fascinating conversation, even not understood by us parts of conversation in Swahili.

Straight after supper we put all our lagguage into the car – ready for 4am departure for the airport and in the next half an hour we all will be fast asleep. Pleas keep in our thoughts and prayers, so the journey went smooth.

Next time you’ll hear from us from Kenya.

(EN) Meeting L’Arche Communities in Poland

There were two reasons why we wanted to visit all L’Arche communities in Poland. First of all our guest from Kenya Maurice is a member of new L’Arche community in Nyahururu, Kenya and we wanted to give him an opportunity to visit as many communities as possible and talk to as many L’Arche members as he can manage to speak to. Secondary, as sent on L’Arche mission from the UK and Poland we wanted to share our plans and hopes with people who support us.

As L’Arche Wrocław is our ‘home-community’ (we met there and Sara was baptised in that house), we have started with spending a week with our friends in Wrocław. Straight away Sara felt home at L’Arche house and had no problem to spend some time on laps of practically each community member. Aneta helped with putting Sara to bed, Kasia with feeding and everyone with comforting our little star. We had a chance to see the workshop where most core member spend a big chunk of their life, talk a lot about development of new projects (even if some people still hoped that the big hole in the garden is not for a new house and the workshop, but for a private swimming pool !)… and in the meantime Maurice and Sara had a chance to go for their first piano concert.

The next stop was in L’Arche Poznań. This time just for one day. Dinner in one of the houses and tea and cakes in the other, but still enough for Maurice to get the interview with a Community Leader and be showed around by core members.

The visit in L’Arche Śledziejowice was even shorter, but still very valuable. We have managed to visit the workshop and day project centre, talk to people who work there. Great experience especially that everybody was already in Christmas mood and got a few things for L’Arche Kenya .. and of course to start business arrangements for exchanging products from Nyahururu and Śledziejowice workshops.

The next planned visit will be meeting L’Arche Warsaw just before getting our plane to Kenya, but life is full of surprises and gave us Taize meeting in Poznań in the meantime. And L’Arche wouldn’t miss this opportunity for meeting, would it? So without special planning we managed to meet with my friends from L’Arche Brussels where I spend two and a half years. Meeting Michel, Jean-Luc, Philip and some assistants from Belgium was a real gift to us. It was nice as well to meet somebody (Michel) who not only heard of St.Martin community, but understood its approach and spirit.

On Thursday we attended the workshop about L’Arche. The room was full of young people. Many of them came from various L’Arche or Faith and Light communities. It was really good to hear so powerful testimonies of a few L’Arche members,  enjoy play prepared by L’Arche Poznan and meet some friends we haven’t seen for a few years. Also it was good time for us to have all of them in one room, so we could say ‘good-bye’ to everyone, as it is only 4 (!) days until we depart for Kenya.

(PL) Spotkanie ze Wspólnotami Arki

Istnieją dwa powody, dla których chcieliśmy odwiedzić wszystkie polskie wspólnoty Arki. Po pierwsze chcieliśmy dać szansę Maurice’owi (naszemu gościowi z nowopowstałej wspólnoty w Nyahururu w Kenii) na odwiedzenie tylu wspólnot ile się tylko da i umożliwić mu rozmowę z tyloma członkami Arki ilu tylko uda mu się na to namówić. Po drugie jako, że jesteśmy wysłani na misję przez Arkę brytyjską i polską chcieliśmy się podzielić naszymi planami i nadziejami z tymi którzy nas wysyłają.

Ponieważ Arka we Wrocławiu jest naszą ‘rodzimą wspólnotą’ (tam się poznaliśmy i Sara tam była ochrzczona) zaczeliśmy od tygodniowego pobytu z naszymi przyjaciólmi we Wrocławiu. Sara od razu poczuła się tam jak w domu i nie miała problemu by usiąść na kolanach niemal każdemu kogo tam spotkała. Aneta pomagała usypiać Sarę, Kasia karmić, a każdy utulać naszą gwiazdeczkę. Mieliśmy szansę zobaczyć warsztaty, w których arkowicze spędzają większą część swojego życia, porozmawiać o planach rozwoju wspólnoty (niektórzy nadal mają nadzieję, że wielki rów w ogrodzię Arki to nie nowy dom i warsztat z mieszkaniami chronionymi i biurami, ale prywatny basen arki [-) )… a w międzyczasie Maurice i Sara po raz pierwszy w swoim życiu wysłuchali koncetu fortepianowego.

Następnym przystankiem była wspólnota w Poznaniu. Tym razem tylko na jeden dzień. Obiad w jednym z domów i deser w drugim, ale nadal wystarczająco czasu dla Maurice’a by przeprowadzić wywiad zodpowiedzialną za wspólnotę i być oprowadzonym po domu przez Sebastiana – jednego z mieszkańców domu.

Wizyta w Arce w Śledziejowicach była nawet krótsza, ale bardzo owocna. Udało się nam odwiedzić warsztat i środowiskowy dom samopomocy i porozmawiać z tymi którzy tam pracują. Niesamowite doświadczenie, zwłaszcza że wszyscy byli już w świątecznym nastroju i doataliśmy mnóstwo prezentów dla Arki w Keni. Udało się nam też ubić interes na wymianie produktów wyprodukowanych w Nyahururu i Śledziejowicach.

Następnym planowanym przez nas ‘puntktem programu’ była wizyta w Arce w Warszawie na dzień przed naszym wylotem do Keni, ale życie jest pełne niespodzianek i sprezentowało nam spotanie Taize w Poznaniu. A Arka nie przepuści żadnej okazji by się spotkać, nieprawdaż? Dlatego nie planując wiele udało nam się się spotkać z przyjaciółmi z Arki w Brukseli, gdzie spędziłam dwa i pół roku. Spotkanie z Michel’em, Jean-Luc’em i Philip’em i kilkoma asystentami z Belgi było dla mnie prawdziwym darem. Dobrze było też spotkać Michel’a ktory nie tylko słyszał o wspólocie St.Martin, ale rozumie doskonale ducha tej wspólnoty.

W czwartek uczestniczyliśmy w warsztatach prowadzonych przez Arkę. Sala była pełna młodzieży. Wielu z nich była członkami różnych wspólnot Arki i Wiary i Światła. Wysłuchaliśmy poruszające świadectwa kilku członków Arki, obejrzeliśmy przedstawienie przegotowane przez Arkę poznańską i spotkaliśmy przyjaciół, z którymi nie widzieliśmy się od lat. Dla nas było to zrządzenie losu,że mieliśmy ich wszystkich tam razem, wiec mogliśmy się z nimi wszystkimi pożegnać, bo przecież zostały tylko 4 dni do naszego wyjazdu do Kenii.

(PL) Boże Narodzenie

Planowaliśmy wielkie rodzinne świętowanie w Rabce mając nadzieję, że zasypie nas śniegiem i jako wielka rodzina ledwo pomieścimy się przy stole. Ale pogoda się zbuntowała i śnieg stopniał jeszcze przed Pasterką. Na szczęście zdążyliśmy wziąć Sarę na spacer w jej nowych sankach zanim to nastąpiło i nawet udało nam się zrobić kilka fajnych zdjęć.

Wielki zjazd rodzinny też nie do końca się udał, bo Antek zachorował i nie mógł pojechać do Rabki na święta, więc Karolina i jej rodzice zostali z nim w Kuczynie. Ale pozostałych osiem osób w wielkim stylu obległo stół na czele z ciotkami, kuzynem Jurkiem, Maurice’m (który był nie tylko naszym gościem honorowym, ale pomagał też Dominikowi w przygotowaniu bigosu) no i oczywiście z naszą najmłodszą w rodzinie Sarą. Resztę już znacie: pierwsza gwiazdka, opłatek, życzenia i wielkie ‘postne’ obżarstwo!

Oczywiście nie obyło się też bez prezentów. Te które wywołaly najwięcej emocji, to bilety do Kenii dla mojej siostry i mamy, by mogły odwiedzić nas już w czerwcu. Te sam prezent otrzymali rodzice Dominika, gdy dojechaliśmy do nich zaraz po Świętach i znów pojawiły się te same emocje. Mamy nadzieję, że te bilety pomogą naszym rodzinom w ukojeniu bólu rozstania (szczególne z ich ukochaną Sarą)… i sprawią, że my wszyscy mamy teraz na co czekać: rodzinne spotkanie w Nyahururu! …. a tymczasem pozostaje nam cieszenie się śniegiem w Kuczynie zwłaszcza, że nie mieliśmy go za dużo w Rabce.

Agnieszka

(EN) Christmas

We have planned big family  celebration in Rabka hoping to have white Xmas and all family members around the table. But the weather didn’t help and the snow melted by the time of Midnight Mass. Fortunately we took Sara for a walk in her new sledges before the all snow melted and managed to take quite a few nice photos.

Family gathering didn’t worked exactly as we planned neither because Antoni got ill and couldn’t travel to Rabka with Karolina and her parents. But remaining eight people made a joyful crowd with our aunties, cousin Jurek, Maurice as our guest of honour (and Dominik’s helper in the kitchen to prepare traditional polish ‘bigos’) and Sara the smallest in the family. Xmas Eve supper is the very important time for Polish families. When the first star appears in the sky, the Christmas tree is lit and the dinner begins. The Christmas Eve meal starts with a prayer, the sharing of the blessed oplatek (consecrated bread wafer which is similar to that used during Holy Communion in the Roman Catholic Church), and exchanging wishes. For more polish customs connected with Xmas see: http://www.polishcenter.org/Christmas/WIGILIA-ENG.htm)

But Christmas without presents wouldn’t be the same. The presents which made the most emotions were the tickets to Kenya for my sister and my Mum, so they can visit us in June next year. The same set of presents received Dominik’s parents when we visited them after Christmas and the same emotions appeared again. We do hope that those tickets will make their pain of separation from us (mostly from Sara) bearable… and we all have something to wait for: family reunion in sunny Nyahururu! …but for the time being we enjoy snow in Kuczyna especially that we haven’t got much of it in Rabka.

Agnieszka